Ile was tu było:

piątek, 3 stycznia 2014

12. Ludmiła i Leon

...
Dziennikarz: Czyli przez dwa lata nauki w Studio kłamała pani?
Ludmiła: Tak. Może to panu wydawać się dziwne. Ale tak. Przez dwa lata, udawałam kogoś kim nigdy nie byłam. Udawałam osobę, która ma dużo pieniędzy, jej rodzice są właścicielami dobrze prosperującej firmy, ale niestety tak nie było. Wszystko zaczęło się sypać, gdy do moich rodziców przyszedł list od  siostry mojej mamy. W którym napisała min: że nie mają po co pojawiać się jutro w pracy i że nie mają co liczyć na zaległe wynagrodzenie.
Dziennikarz: Rodzona siostra?
Ludmiła: Tak rodzona siostra, ciocia zawsze miała swoją siostrę i brata gdzieś. To było jeszcze bardziej bolesne. Bo to jednak rodzina. Ale po tym jak drugi raz wyszła za mąż całkiem się zmieniła. I choć wszyscy mówili jej, że z tego małżeństwa nic nie wyniknie dobrego. To mimo to wolała wierzyć swoim chorym wyobrażeniom o pięknej miłości w pracy i w życiu prywatnym. Tym samym się zmieniła, szydząc z biednych ludzi. Uważała, że tak właśnie powinno być. On nią zmanipulował. Po roku się rozwiedli.
Dziennikarz: A czy miała pani kogoś kto w jakiś sposób pani pomagał pozbierać się po tym jak to wszystko wyszło na jaw. Czy miała pani w kimś oparcie?
Ludmiła: Właściwie nie. Moja przyjaciółka musiała wracać do swojej ojczyzny. A e-maile czy wideo czaty to nie wszystko. Nie można się do przyjaciela przytulić, wypłakać się. Ale jakoś to przetrwałam, miałam oparcie w siostrze taty. Była również nauczycielką w szkole muzycznej do, której uczęszczałam. Choć później pojawił się chłopak, który bardzo dużo zmienił w moim życiu. To dzięki niemu jestem teraz tu gdzie jestem i robię to co robię. Dużo mu zawdzięczam, bardzo dużo.
Dziennikarz: A jak właściwie wydało się pani kłamstwo?
Ludmiła: A chcę pan słuchać mojej nudnej historii życia (śmiech).
Dziennikarz: Nie tylko ja ale również czytelnicy naszego pisma. Jest pani bardzo sławna.
Ludmiła: Przez własną głupotę, przez próbę odegrania się na kimś kogo nie lubiłam. I sama się na tym przejechałam. Ale również dlatego, że wszystko mi się waliło. Całe życie zaczynało tracić sens, przez to, że nie potrafisz przyznać się przed samą sobą, że otoczenie wpływa na Ciebie w sposób, który niszczy Cię najpierw od środka a później już na zewnątrz, chcesz wszystko odkręcić, ale jest już zdecydowanie za późno...
(Kartka z pamiętnika, pisanego po minięciu kilku miesięcy od dnia, w którym toczy się opowieść Ludmiły)
 Tak wszystko zaczęło się pewnego dnia. Gdy ja i Violetta stanęłyśmy do pojedynku. Oczywiście ona wygrała. Jej piosenka była lepsza. Każdy tak uważał no może poza jednym chłopakiem, który w moim kierunku bardzo miło się uśmiechał. Ma na imię Leon, tylko tyle o nim wiem. Lepiej zna go Naty, z którą się przyjaźni.Musiałam się przed samą sobą przyznać, że moja piosenka nie była w stu procentach idealna ale pisałam to co czułam. A to, że udaje kogoś kim nie jestem jeszcze bardziej mi przeszkadza. 
-I co znów byłam lepsza. Diwa zaczyna się topić- powiedziała Violetta gdy obydwie opuściłyśmy aulę.
-Trudno raz na wozie raz pod wozem. Mi to nie przeszkadza- chciałam udowodnić, że jestem silna, że porażka to nic złego. 
-Tylko ty już jesteś skończona. Twój głos jest piskliwy, a Twoje piosenki nie zrozumiałe czyli beznadziejne- nie mogłam za bardzo mnie bolało to co mówi. Moja ręka powędrowała w górę, i gdyby nie Angie to zapewne spoliczkowałabym ją. Pociągnęła mnie w kierunku pokoju nauczycielskiego. 
-Ludmiła co ty najlepszego wyrabiasz chcesz, żeby Pablo wyrzucił Cię ze szkoły?- spytała. Miała rację, przecież tym jednym ruchem ręki mogłam zniszczyć całe swoje życie.
-Może lepiej by było. Rodzice mieliby więcej pieniędzy.- dodałam. Chciałam pokazywać, że się tym nie przejmuje. Ale to nie takie łatwe. 
-Ludmiła ty się chyba sama gubisz w tych swoich kłamstwach. Po co udajesz kogoś kim nie jesteś. To, że mój brat nie ma wystarczająco pieniędzy to nie znaczy, że ty nie masz żadnej wartości- odpowiedziała, może i miała sporo racji, ale ja wiem, że nic bym wtedy nie znaczyła.
-Angie ja rozumiem, ale ja tak nie potrafię, tu każdy ma dużo pieniędzy, każdego rodzic coś znaczy. A ja byłaby tu jak nie potrzebny trybik w zegarze.
-Wiesz, że to nie jest najważniejsze?- spytała. A ja czułam, że do moich oczu napływają łzy. Czułam, że ten ból, złość narasta i za chwilę eksploduje. Ale jej zawsze pomocne ramię, było dla mnie ostoją.
-Pamiętaj ja Ci zawsze pomogę- odpowiedziała, postanowiłam, otrzeć łzy i wziąć się w garść.
Wyszłam z pokoju a to co się później stało, tego nie przewidziałam.  Violetta wszystko słyszała, a co najgorsze nagrała i wszyscy dowiedzieli się prawdy. Patrzyli na mnie jak na największego potwora.
-Mówiłam Ci, że w końcu na Tobie odegram- jad przeszywał jej gardło. Bałam się tak bardzo się bałam.
-Nienawidzę Cię- wybiegłam ze Studio, chciałam się gdzieś zaszyć. Ale nie widziałam nic przed sobą, wszystko rozmazywało mi się przez łzy. Poczułam, że spadam na ziemię, ale po chwili czułam jakbym utknęła gdzieś w jakiejś przestrzeni. Okazało się, że spadłam w ramiona, chłopaka, który jest przyjacielem mojej przyjaciółki był to Leon.
-Nie płacz- powiedział, prowadząc mnie na ławkę, która stała kilka metrów dalej.
-Też uważasz, że jestem potworem?- spytałam, próbując wytrzeć oczy, ale nie mogłam nigdzie znaleźć moich chusteczek. 
-Masz- powiedział podając mi je. Ręce mi się trzęsły. 
-Nie płacz już, wszystko będzie dobrze. Twoja piosenka była naprawdę piękna.- powiedział, myślał, że chodzi mi o jakąś głupią piosenkę. Nic bardziej mylnego. 
-Tu nie chodzi o piosenkę. Teraz już nie mam gdzie wracać, mogę się zaszyć w swoim pokoju i ryczeć- odpowiedziałam próbując wstać z ławki, ale złapał mój nadgarstek nie dając mi odejść.
-Nata dużo mi o Tobie mówiła, ja wierzę w to, że gdzieś tu w głębi jest inna osoba. Prawdziwa Ludmiła Ferro. 
-Dzięki ale więcej się tu więcej nie zobaczymy- powiedziałam
-Dlaczego?- bo nie mam tu czego szukać- odpowiedziałam i odeszłam, wołał mnie ale ja nie odwróciłam się. Nie mogłam ja już nie mam tu nikogo.
Kolejne dni mijały a ja siedziałam w swoim pokoju, praktycznie z niego nie wychodziłam, jedynie do toalety. Mama próbowała uświadomić mi, że nie mogę się zaszywać w pokoju i płakać. Bo płacz tu nic nie da. 
Ale ja inaczej nie potrafię, muzyka jest dla mnie wszystkim, a teraz już moje marzenia runęły w gruzach piramidy zbudowanej z moich kłamstw. Nic już się nie liczy. Usłyszałam pukanie do drzwi.
-Otwarte- powiedziałam, drzwi otworzyły się, a w nich stał Leon.
-Co ty tu robisz?- spytałam byłam zdziwiona. Skąd on się tu wziął?
-Angie dała mi Twój adres- powiedział stając na przeciwko mnie. Nie powiem, bardzo cieszyłam się, z tego, że ktoś w końcu ją odwiedził. W głębi duszy cieszyłam się, że to właśnie on.
-Siadaj co będziesz tak stał.- powiedziałam może nie, aż tak przyjemnie jak chciałam, ale nie potrafiłam.
-Dzięki. - odpowiedział i zajął miejsce kilka centymetrów ode mnie. 
-Sorry za moje ostatnie zachowanie. Nie chciałam, żeby ktoś się nade mną użalał. Za to chcę Cię przeprosić- odpowiedziałam jak tylko najlepiej potrafiłam.
-Spoko. Chcę Ci tylko powiedzieć, że na mnie możesz liczyć. Jestem taki sam jak ty. Też moi rodzice ledwo wiążą koniec z końcem, nie pracują w jakiejś dobrej firmie. Ale jestem sobą. I ty też potrafiłabyś, gdybyś tylko uwierzyła, że masz talent- dodał wstając z sofy.
-Poczekaj. Proszę Cię zostań na chwilę. Nie mam poza rodzicami i Angie tu nikogo.- powiedziałam i znów się rozpłakałam, nigdy przy nikim nie płakałam. A co dopiero przy chłopaku przy, którym siedziałam i go praktycznie w ogóle nie znałam. A on podszedł do mnie i bez słów przytulił mnie i pocałował w czoło. Był naprawdę dobrym przyjacielem. Innego i lepszego nigdy nie miałam.
Próbował mnie namówić na powrót do studio wiele razy, ale ja nie potrafiłam. Wiedziałam, że mnie tam wyśmieją, nie chciałam. Bałam się.
-Ludmi. Angie i Pablo przyszli do Ciebie- powiedziała mama. I miała racje. 
-Cześć- powiedzieli wchodząc do mojego pokoju. 
-Cześć- odpowiedziałam bez większego entuzjazmu. 
-Chcieliśmy z Tobą poro...-nie dałam mu dokończyć, dobrze wiedziałam co chcą osiągnąć. Ale ja miałam swoją godność, nie wchodziłam tam gdzie mnie nie chcą.
-Nie. Zrozumcie moją decyzję. Nie wrócę do studio. Nie chcę być pośmiewiskiem całej szkoły- odpowiedziałam stając przy oknie i odwracając się tyłem do nich. Dobrze wiedziałam, że nie odpuszczą do puki choć w pewnym stopniu nie zrobią tego co zamierzali. To są niezłe charakterki.
-Słuchaj my Ci nie mówimy, żebyś wracała. Chcemy Ci zaproponować co innego.- powiedział Pablo. Był podobny w pewien sposób do brata mojej mamy. Gdy cokolwiek mówił, musiał mieć słuchaczy, dlatego zapewne był dyrektorem naszej to znaczy ich szkoły. 
-Niby co?- spytałam, choć tak naprawdę wcale nie byłam tym zainteresowana. Chciałam siedzieć w sowim pokoju i z niego nie wychodzić.
-Znaleźliśmy dla Ciebie inną szkołę w Brazylii- powiedziała Angie, zamurowało mnie w Brazylii?
-Czy to ma być żart, ja nigdzie nie wyjadę, nie ma mowy- odpowiedziałam uderzając z całej siły w parapet. Byłam zła, ale nie na nich. Na samą siebie. Na swoją głupotę. 
-Dajcie mi kilka dni- powiedziałam, odwracając się w ich kierunku. Nie byłam pewna czy dobrze robię. Przecież w Brazylii mogłabym zacząć wszystko od nowa. Zacząć wszystko jeszcze raz. Zyskać nowe doświadczenia. Choć z drugiej strony, tu wszystko wydaje się piękniejsze, pomimo wszystkich przeciwności losu jakie mnie spotkały to tu jest moje życie. Nagle usłyszałam pukanie do drzwi, w pierwszym momencie pomyślałam, że to znów moi nauczyciele, ale kiedy zobaczyłam jak drzwi się otwierają a zza drzwi wyjawia się sylwetka Leona, bardzo się ucieszyłam.
-Sorki, że wchodzę przez zaproszenia- powiedział, zamykając drzwi i spoglądając w moim kierunku. Za pewne jego uwagę przykuła sina dłoń.
-Co Ci się stało?- spytał. 
-Powiedzmy, że złość mnie zgubiła- powiedziałam, chowając dłoń do kieszeni bluzy dresowej.
-Byli u Ciebie Angie i Pablo?- spytał. Skąd on o tym wie. 
-Tak- odpowiedziałam siadając na podłodze i oparłam się o ciepły grzejnik. Zrobił to samo. 
-I jaką podjęłaś decyzję?- pytanie było bardzo proste, ale ja nie znałam na nie żadnej odpowiedzi. Nie było mnie na nią teraz stać. Za dużo mnie kosztowała. 
-Żadnej- prosta odpowiedz nie wymagająca dużej ilości słów, sensowna, nie wymagająca wysiłku.
-Dlaczego?- pytał, bo chciał się o mnie jak najwięcej dowiedzieć. Znam go już dwa lata, ale dopiero teraz go lepiej poznaję. Jest inny niż inni. Unikatowy. 
-Nie pytaj proszę, bo nie odpowiem- dodałam, nie wiem czy to była słuszna decyzja, czy będę jej gorzko żałowała. Ale tak dla mnie było prościej. Nie musiałam już nic mówić. Przytulił mnie do siebie. To mi było potrzebne nie dodatkowe pytania, które i tak mu dużo nie powiedzą, bo odpowiedzi sensownych i tak nie usłyszy. W jego ramionach było naprawdę mi dobrze. Był takim lekiem na każde zło. Ale w pewnej chwili odsunął mnie  na nie wielką odległość. Spojrzał mi w oczy, jakby chciał wyczytać z nich wszystko czego mu nie mówię. Poczułam łzę, ale nie wiem dlaczego znalazła się na moim policzku. On swoją ciepłą dłonią przejechał po mojej twarzy szukając tej jednej kropli, która mówi mu wszystko. Jedną ręką chwycił mój podbródek, poprawił moje włosy, które zasłaniały mi oczy. Ja również chciałam to zrobić i tym samym naszej dotyki się spotkały. 
-Zamknij oczy- powiedziała uśmiechając się lekko.
-Po co?- spytałam
-Proszę- przecież nie będę się z nim kłócić. Zrobiłam to o co mnie poprosił. 
Poczułam na moich ustach jego pocałunek, krótki ale nigdy go nie zapomnę. 
-Przepraszam- powiedział, chciał  wstać, ale nie dałam mu, za bardzo go potrzebowałam. I tym razem to ja go pocałowałam, chciałam żeby był ze mną już na zawsze. Ale życie pisze różne scenariusze.
Dziennikarz: Pani Ludmiło. Czy wszystko dobrze?
Ludmiła: Tak dobrze. Przepraszam, ale zamyśliłam się, przypomniał mi pan to co było w moim życiu przełomem.
Dziennikarz: Mam już jedno z ostatnich pytań do pani, czy mówi pani coś nazwisko Verdas?
Ludmiła: Ma pan na myśli Leona Verdasa?
Dziennikarz: Tak. Z tego co wiem to chodzili państwo do jednej szkoły muzycznej.
Ludmiła: Miałam możliwość go poznać, chodził razem ze mną do studia 21 tak jak pan wspomniał. Bardzo miły człowiek z niego. Miałam również słuchania jego piosenek. Ma anielski głos i pisze piękne piosenki.
Dziennikarz: To tak jak pani. Czy może jakimś trafem przyjaźniliście się?
Ludmiła: Tak, można tak powiedzieć. Jest nie tylko świetnym muzykiem, ale i niezłym kumplem, często potrafił rozśmieszyć czy nawet pocieszyć.
Dziennikarz: A czy utrzymuje z nim kontakt?
Ludmiła: Odkąd wyjechał do USA nie mam. Ale liczę na to, że jeszcze kiedyś go zobaczę i usłyszę. I znów z nim pogadam.
Dziennikarz: Dobrze dziękuje pani za ten wywiad, nie przeszkadzam już więcej.
Ludmiła: Ja również dziękuje.
 Leon już dawno go nie widziałam, wyjechał gdy dostał propozycje a raczej angaż w jednej z najlepszych szkół na świecie nie chciałam mu stawać na drodze w karierze. Rozstaliśmy się. Ja wyjechałam do Hiszpanii a on do Nowego Jorku. Chciałabym znów go zobaczyć na żywo, znów się do niego przytulić, posłuchać jak śpiewa, poczytać jego piosenki. A teraz jestem zupełnie sama. No może i mam przyjaciółkę Natalię, ale ona ma swojego narzeczonego Maxi'ego i synka, którego nazwała Leon. Wzięłam swój płaszcz i opuściłam studio nagraniowe. Była już jesień, liście na drzewach barwiły się na pomarańczowo, żółto oraz czerwono. Bardzo kochałam ten krajobraz, lubiłam patrzyć na drzewa i spacerować po parku, chodząc po dywanie z wielokolorowych liści. Przypominam sobie nasze wspólne spacery z Leonem i te w dzień i w nocy przy świetle księżyca. Tak wiem jestem głupia. Ale on był moją jedyną ostoją.  Teraz jestem znów sama. 
Przysiadłam na ławce, która znajdowała się obok małej fontanny, sucha jak pieprz. 
Przymknęłam lekko powieki. Zimny wiatr kołysał drzwi w rytm jakiejś nie słyszalnej dla ludzkich uszu melodii. Zapewne była piękna tak jak melodię, które pisał Leon. Czemu ja ciągle o nim myślę? 
-Może dlatego, że ciągle mnie kochasz- usłyszałam jego głos, myślałam, że mam jakieś omamy. Ale nie to była prawda, stał za mną z bukietem pięknych herbacianych róż. Był moim księciem. Sam zapewne nie wiedział, jak bardzo bolał mnie jego wyjazd do Stanów, ale nie chciałam pozbawiać go marzeń. Był skromny i zapewne jest na dal. Takiego go zawsze lubiłam, lubię i będę lubiła. Co ja gadam, ja go kochałam, kocham i będę kochać. I choć minęło równo 7 lat od tamtego dnia. Ja o nim nie zapomniałam. 
-Wiesz chyba zapomniałaś, ale często to co myślisz, mówisz na głos- powiedział siadając obok mnie i uśmiechając się szeroko. Jego uśmiech nie zmienił się praktycznie w ogóle.
-Skąd ty się tu wziąłeś? - pytania sypały mi się jedno po drugim.
-Z księżyca- odpowiedział z uśmiechem na twarzy.
-Zabawne. Ale ja naprawdę chcę wiedzieć co ty tu robisz?- spytałam znów.
-Przecież, nigdy nie powiedziałem, że nie wrócę- odpowiedział, bawiąc się moimi włosami. 
-Ale się nie odzywałeś, myślałam, że już o mnie zapomniałeś- powiedziałam spuszczając głowę. 
-O Tobie nigdy- odpowiedział. - Powiem szczerze, że gdybyś powiedziała jedno słowo, żebym został, zrobiłbym to- dodał. Musiałam naprawdę wszystko mówić na głos skoro on odpowiada na to co wcześniej myślałam.
-Znienawidziłbyś mnie. A ja bym tego nie przeżyła- odparłam po chwili, patrząc na niego. Obiecałam, że nie będę płakać.
-Nigdy. - odparł.
-Aha- mruknęła tylko. A on wstał z ławki i wyciągnął w moim kierunku swoją dłoń.
-Chodź- dodał tylko a ja postanowiłam się z nim nie kłócić tylko pójść razem z nim. Po godzinie "spacerku" doszliśmy do osiedla, przy którym stało może około dziesięć pięknych, małych, jednorodzinnych domków. Były one do siebie bardzo podobne. 
-Leon czy już?- spytałam, nie powiem w tych butach bardzo bolały nogi, byłam po zdjęciach do teledysku, więc musiałam się lepiej ubrać. 
-Nie gorączkuj się tak jeszcze chwilka i będziemy na miejscu- odparł i chwycił mnie za dłoń i prowadził jak małe dziecko. Przystanął przy domu, który różnił się od pozostałych. Był szeroki, ale niski. Miał przepiękny ogród, był położony na lekkim wzgórzu, z którego widać było małe jeziorko położone pod lasem. Ten widok był przepiękny.
-I co podoba Ci się?- spytał, szczerząc się.
-Bardzo. Ale jeśli można wiedzieć. Po co mnie tu przyprowadziłeś? - pytanie niby proste tylko ciekawi mnie jego odpowiedź. 
-Ponieważ kupiłem ten dom- odpowiedział podskakując z radości.
-Co zrobiłeś?- przecież on kosztował majątek. Po co mu taki wielki dom. 
-Kupiłem. No chyba jak wróciłem z Ameryki to muszę mieć gdzie mieszkać , a liczę na to, że ty zamieszkasz ze mną- to mnie zaskoczył swoją sentencją. 
-Mam z Tobą zamieszkać?- po co zadawałam to pytanie?
-Nie tylko- powiedział, klęknął przede mną wyjął z kieszeni swojej marynarki, małe czerwone pudełeczko. 
-Ludmiło Ferro czy zostaniesz moją żoną?- spytał. Tak to było to na co przez wiele lat czekałam z utęsknieniem.  Ale nie potrafiłam mu odpowiedzieć, poczułam jak w gardle rośnie mi gula i nic nie mogę powiedzieć.
-Ludmiła?- spytał jakby tracił nadzieję, podeszłam do niego klęknęłam obok niego i go pocałowałam.
-Rozumiem, że to znaczy tak?- spytał szczęśliwy.
-Tak, i to bardzo tak- odpowiedziałam i znów go pocałowałam.
Tego dnia wszystko zmieniło się na lepsze. Znów miałam przy sobie Leona. Naty razem z Maxim tworzą świetną parę a rodzinę razem z małym Leonkiem. Nie powiem mi brakuje do pełni szczęścia tylko takiego małego szkraba, którego można wziąć na kolana, pokołysać, pośpiewać mu kołysanki. 
Po ciężkim dniu pracy, jeśli tak można nazwać dzień, w którym nagrywa się swoją nową piosenkę. Wracałam do domu, postanowiłam, zajrzeć do kliniki, w której pracowała Natalia. Podeszłam do recepcji.
-O pani Ludmiła, Natalia jest u siebie w gabinecie- powiedziała jedna z pielęgniarek.
-Dziękuje- odparłam i udałam się w kierunku pomieszczenia, w którym zapewne obijała się pani Ponte. Zapukałam cicho a po tym jak usłyszałam "proszę" weszłam do środka.
-O Ludmi cześć- ucieszyła się na mój widok, ale po chwili uznała, że coś jest ze mną nie tak.
-Dobrze się czujesz?- spytała
-Właśnie ostatnio nie najlepiej, często chcę mi się jeść, mam mdłości- odparłam. Ona spojrzała na mnie, uśmiechając się. Usiadła na biurku, z jednej z szuflad wyjęła plik recept, coś na jednej z kartek napisała, wręczyła mi.
-Kochanieńka zażywaj to regularnie, nie przemęczaj się, nie chodź na obcasach i nie jedz fast foodów. - odparła.
-A to dlaczego?- spytałam. Na kartce była napisana, nazwa jakiegoś leku, ale nie mogłam rozczytać ponieważ jak na lekarza przystało, bardzo bazgroliła.
-Będziesz mamusią- odpowiedziała. A ja bardzo się ucieszyłam. Tylko jak ja to powiem Leonowi. Porozmawiałam jeszcze z Naty, powiedziała, że to już drugi miesiąc. Leon wrócił trzy miesiące temu a już będzie tatą. Weszłam do domu, zdjęłam buty. Z kuchni dochodził odgłos cichej melodii, która zapewne towarzyszyła Leonowi w gotowaniu.
-O cześć co tak późno?- spytał, trochę zdenerwowany.
-Byłam jeszcze u Naty w klinice. Leon muszę Ci coś powiedzieć- odpowiedziałam na jego pytanie.
-Śmiało- chciał mi dodać otuchy.
-Będziesz tatą- powiedziałam i nie wiedzieć czemu się rozpłakałam. 
-Ej nie płacz, to cudownie- odpowiedział, przytulając mnie do siebie. Byłam bardzo szczęśliwa. Moje wszystkie marzenia się spełniły. 
                               ********************************
I jak? Przepraszam, że tak dawno nic nie pisałam, po prostu brak weny. Mam dla was spóźnione życzenia noworoczne. Bądźcie szczęśliwi, pełni radości i niech wam się dobrze wiedzie w 2014 roku. 
Ewelina :-)