Ile was tu było:

niedziela, 13 października 2013

6. Francesca + Leon

              Na wasze życzenie Leonesca mam nadzieje, że się spodoba.

        Boże Narodzenie to chyba najlepsze co może nas spotkać. Atmosfera jest wtedy niesamowita. Miłość i radość krąży w tym świecie do każdego docierając. Nikogo nie zostawiając samego. A poza tym każdy może liczyć na jakikolwiek prezent.
Zimne powietrze, zapach cynamonu unoszący się nad ulicami Rzymu. Oświetlone światełkami ulice, domy, ogrodzenia. Dzieci tarzające się w białym puchu i lepiące bałwany. No i oczywiście młodzież śpiewająca kolędy w każdym zakątku Włoch. Dość wysoka brunetka właśnie przechodziła przez jedną z tych przepięknych ulic. Kochała krajobraz zimowy jak nikt inny. Przypominają jej się wszystkie historie związane ze świętami. Babcia piekąca makowiec, pyszne dania wigilijne, jemioła, choinka, święty Mikołaj i pomimo że miała już prawie 18 lat to i tak wierzyła, że to właśnie starszy dziadek, z siwą i długą do ziemi brodą, podpierający się laską przynosi dzieciom prezenty. Zatrzymała się przed pewną kawiarnią, w której poczuła zapach tego makowca, który chciałaby skosztować. Weszła do środka, usiadła przy stoliku, który znajdował się przy małym kominku, w którym ciągle tlił się ogień. Zdjęła swój płaszcz, czapkę, szalik i rękawiczki i zaczęła się rozglądać po pomieszczeniu przypominało jej dom jej babci, który zawsze na święta zmieniał się w taki sposób jakby jej babcia co najmniej miała magiczną różdżkę i księgę zaklęć. Podeszła do niej kelnerka, wysoka, szczupła i uśmiechnięta.
-Cześć czym mogę Ci służyć?- spytała bardzo pogodnie i ze szczerym uśmiechem.
-Czy dostanę taki domowy makowiec?- spytała równie podobnie Francesca
-Tylko taki tu mamy- odpowiedziała dziewczyna
-To poproszę- odpowiedziała
-Czy chcesz skosztować naszej gorącej czekolady?- spytała
-Tak- odpowiedziała jej a dziewczyna odeszła do kuchni z zamówieniem Włoszki. Po kilku minutach wróciła z kawałkiem makowca na czarnym talerzyku i kubkiem gorącej czekolady. Położyła przed dziewczyną i pożegnała się uśmiechem jeszcze piękniejszym niż na początku. Francesca była zaskoczona, że są tu ludzie, którzy tak bez powodu potrafią być radośni na co dzień nie tylko gdy idą święta. Widziała tą dziewczynę już kilka razy i za każdym razem była pogodna.
-Przepraszam czy nie będzie żadnym kłopotem jeśli się do Ciebie przy siądę?- z zamyśleń wyrwał ją głos jakiegoś chłopaka podniosła głowę znad kubka z brązowym trunkiem. Przed nią stał nie kto inny jak Leon Verdas. Bardzo go lubiła chyba jak nikogo innego w swojej szkole. Zawsze otwarty na jej problemy, z uśmiechem przyjmujący jej słowa krytyki na każdy nawet najgłupszy temat. Uśmiechnęła się.
-Tak- odpowiedziała a chłopak usiadł naprzeciwko niej.
-Co ty tu robisz?- spytała bo przecież Leon mieszka w Argentynie i z tego co wie to nie ma tu rodziny.
-To samo co ty. Czyli przyszedłem napić się czekolady- odpowiedział z promiennym uśmiechem na twarzy.
-Nie chodzi mi o kawiarnię, tylko o Rzym- poprawiła się, wiedziała, że pytanie, które podała nie było dobrze sformułowane.
-Spędzam święta u brata- odpowiedział
-Aha. To super. W Rzymie święta są niesamowite. Co roku z babcią jezdzimy do Watykanu mieszka tam jej siostra. Chodzimy tam na pasterkę. A ty?- powiedziała.
-Podobnie- odpowiedział jednym słowem.- A jak u Ciebie ze świętym Mikołajem?- dodał. Francesca była zaskoczona pytaniem przyjaciela.
-A jak ma być?- spytała nie wiedziała czy powiedzieć, że wierzy w niego i co roku czeka na prezent przecież mógł ją wziąć, za jakąś głupią i dziecinną.
-Czy wierzysz w świętego Mikołaja?- spytał w prost.
-Tak- odpowiedziała bała się, że ten wybuchnie nie pohamowanym śmiechem.
-Ja też- odpowiedział. Na początku myślała, że chłopak mówi to tylko dlatego, żeby ta nie czuła się głupio, ale po jakimś czasie zdała sobie sprawę, że to co powiedział to szczera prawda. Choć w sumie ona jedyna wiedziała kiedy ten kłamie. Potrafiła go zdemaskować i kilka razy się o tym przekonał.
-W końcu jesteśmy jeszcze tak jakby dziećmi- powiedziała po chwili.
-Ja nie mam zamiaru nigdy dorosnąć. Chcę być dzieckiem do końca życia. Dostawać prezenty i lizaczki od rodziców.- powiedział, krzyżując ręce na klatce piersiowej i odpychając się na krześle. Ale po chwili wybuchł śmiechem razem z towarzyszką. Wszyscy, którzy byli w kawiarence włącznie z kelnerami również się śmiali i patrzyli na chłopaka. Leon zalał się lekkim rumieńcem. Mógł się pohamować i nie rzucać takich tekstów. Ale lubił to w sobie bardzo. Niby dorosły a jedna dziecko.
-Tak to akurat pokazujesz na każdym kroku- powiedziała Francesca po tym jak przestała się śmiać z Argentyńczyka.
-Nie masz się z czego śmiać to normalne. Chłopcy dojrzewają dużo pózniej od dziewczyn- dodał z miną zbitego psa.
-Dobra nie obrażaj się- powiedziała po chwili chłopak wstał z krzesła i stanął obok niej.
-Chodz- powiedział.
-Gdzie?- spytała brunetka
-Zobaczysz- odpowiedział, dziewczyna długo się nie namyślała odstawiła pusty kubek i talerz. Założyła płaszcz, czapkę, rękawiczki i opatuliła się szalikiem. W końcu był 24 grudnia i dość wcześnie rano. A powietrze zimne i duża ilość śniegu. Szła obok chłopaka, krok w krok. Przemierzali zatłoczone ulice. Dorośli chodzili opakowani pudełkami pięknie ozdobionymi i owiniętymi w ozdobne papiery. Starsze panie siedziały na ławkach i o czymś zawzięcie dyskutowały a panowie siedzieli w ciepłych herbaciarniach i kawiarniach przy kubkach z gorącą cieczą. Tylko dzieci prawie w ogóle nie było można dojrzeć. No może wcale, gdy przechodzili obok zamkniętego już sklepiku ze słodyczami zauważyli małą słodką dziewczynkę, płakała. Postanowili do niej podejść. Leon ukucnął przed dziewczynką.
-Co się stało?- spytał z troską w głosie. A jego głos był słodki, cichy i przeszyty troską.
-Zgubiłam moją mamę- powiedziała przez łzy dziewczynka.
-Jeśli chcesz pomożemy Ci ją znalezć- zaproponowała tym razem dziewczyna. Mała dziewczynka uśmiechnęła się, w środku była szczęśliwa, że oni się zatrzymali, że podeszli. Inni ludzie przechodzili obok ale nikt nie stanął. Francesca chwytała jej zimną dłoń. Dopiero teraz zorientowała się, że dziewczynka nie ma na rękach rękawiczek. Zdjęła swoje i założyła na rączki dziewczynki. Doszli do uliczki przy której znajdował się rząd kawiarenek i sklepików. Usłyszeli głos kobiety.
-Mili, czy widzieli państwo dziewczynkę w czerwonej czapeczce?- pytała każdego przechodzącego. Dziewczynka puściła dłoń Włoszki i pobiegł w stronę kobiety.
-Mamo- krzyknęła, kobieta na widok dziewczynki uroniła łzę. Nie można powiedzieć, że się nie bała bo byłoby to kłamstwo. Była przerażona. W końcu była to jej córka. Leon i Francesca chcieli odejść ale dziewczynka im nie dała.
-Mamo to oni mnie tutaj przyprowadzili, podeszli do mnie i mi pomogli- odpowiedziała jednym tchem. Kobieta uśmiechnęła się.
-Bardzo wam dziękuje jesteście moimi świętymi mikołajami. Jak ja mam wam się odwdzięczyć?- spytała kobieta.
-Wystarczy, że spędzi pani z córką święta- powiedział Verdas. I chcieli się oddalić. Ale dziewczynka znów im nie dała. Podeszła do Francesci i chciała oddać jej własność. Dziewczyna ukucnęła.
-Kruszynko zostaw je dla siebie ja mam drugie identyczne- odpowiedziała i pożegnała się z dziewczynką.
-Jesteśmy świętymi Mikołajami- powiedział Leon
-Na to wygląda, ale pytam jeszcze raz gdzie ty mnie prowadzisz?- odpowiedziała, jego usta lekko drgnęły w uśmiechu.
-Zobaczysz, zobaczysz- odpowiedział i przyspieszył kroku. Po około pół godzinie dotarli na dużą polanę. Na której bawiły się dzieci i młodzież. Stanął naprzeciwko niej w jego oczach pojawiły się iskierki niczym małego dziecka na widok nowej zabawki.
-To co lepimy bałwana?- spytał wskazując na rządek białych panów z nosem z marchewki i guzikami z węgla.
-Przecież jeden stoi nie daleko mnie- odpowiedziała. Leon zaczął się śmiać ale po chwili zdał sobie sprawę, że dziewczyna ma na myśli jego. Z twarzy Leona zniknął szeroki uśmiech a pojawiła się udawana złość. Francesca patrzyła na chłopaka trochę zdezorientowana ale szybko kapnęła się gdzie popełniła błąd. Dopiero teraz przypomniała sobie co przed momentem powiedziała. Zaczęła biec przed siebie Leon ruszył zaraz za nią. I wszystko byłoby super gdyby nie jej gapostwo. Nie zauważyła wystającego korzenia i upadła na pierzynę ze śniegu. Leon dobiegł ją i stanął nad nią.
-No i co, teraz to ty jesteś jak bałwanek- powiedział. Dziewczynie wpadł do głowy pewien pomysł.
-Może mi pomożesz?- spytała wystawiając w stronę chłopaka rękę. Leon postanowił pomóc koleżance. Ale złapał się na żart koleżanki. Po lekkim ruchu ręki dziewczyny leżał obok niej. A ona nie mogła powstrzymać się od śmiechu.
-Co to było?- spytał podnosząc się z zimnej ziemi.
-Taki mały żarcik- odpowiedziała również podnosząc się ze śniegu.
-Był nawet śmieszny- odpowiedział
-Wiem- dodała słodko uśmiechając się.
-To co może spotkamy się w sylwestra w tej kawiarni co dziś byliśmy?- spytał
-Czemu nie panuje tam bardzo miła atmosfera- powiedziała, pożegnała się z nim i odeszła. Leon patrzył jak znika z jego pola widzenia. Lubił ją bardziej niż innych znajomych. Francesca weszła do domu swojej babci. Bardzo lubiła ten dom, panowała w nim nie bywała atmosfera. Wydawało jej się, że jej babcia jest kimś na wzór profesor McConagall z Harr'ego Pottera.
-Fran słonko pomożesz mi?- spytała starsza kobieta wychylając się z kuchni.
-Oczywiście- odpowiedziała, rozebrała się i poszła do babci.
-To w czym mam Ci pomóc. A tak a propo gdzie są rodzice ?- spytała rozglądając się po salonie.
-Poszli jeszcze na zakupy- odpowiedziała kobieta. Wręczając dziewczynie talerze. Francesca zdziwiła się po tym jak zobaczyła ilość ustawionych krzeseł i talerzy które wręczyła jej babcia.
-A czy poza mną, Tobą, tatą i mamą będzie ktoś jeszcze?- spytała
-Tak skarbie będzie dwóch dorosłych i chłopak w Twoim wieku.- odpowiedziała
-Aha- dziewczyna tylko przytaknęła kobiecie i zaczęła ustrajać stół. Bardzo lubiła to robić. Po godzinie wrócili jej rodzice z dużą ilością zakupów.
-Czy wy obkupiliście cały sklep?- spytała brunetka stając przed nimi.
-No nie- odpowiedział jej tata próbując zamknąć drzwi co mu wychodziło nieudolnie.
-Córciu nie słuchaj taty wkładał do koszyka wszystko co jest na półkach w supermarkecie.- powiedziała mama dziewczyny i poszła zanieść do kuchni zakupy. Jej tata przewrócił oczami i podążył za żoną.
-Nie myśl, że nie wiem co ty teraz robisz- krzyknęła kobieta w stronę swoje męża. Francesca wybuchnęła śmiechem a jej tata leniwie poszedł do kuchni. Około godziny 19 rozległ się dzwonek do drzwi. Francesca akurat wtedy była na górze i zakładała sukienkę, którą kupiła dzień wcześniej. Zeszła do salonu i to co tam zobaczyła ją zdziwiło przy stole siedział Leon i patrzył się w nią. Poczuła się dość dziwnie. Co najmniej dziwnie. Natomiast chłopak był zdziwiony jej widokiem, wyglądała przepięknie to mało powiedziane bosko też nie no nie było określenia. Zeszła ze schodów. Czuła, że jest jej gorąco i że ma na swoich policzkach czerwony rumieniec. Usiadła obok Leona, śmiali się, rozmawiali ze sobą. I oczywiście śpiewali kolędy. 
Postanowili iść do pokoju gościnnego, który znajdował się na strychu. Usiedli na czarnej skórzanej sofie no i praktycznie to był błąd. Bo nad nią znajdowała się jemioła. Cóż jak to jest w tradycji trzeba się pocałować. Chłopak nadstawił policzek, a dziewczyna się do niego zaczęła przybliżać. Ale planem Leona nie był tylko policzek gdy dziewczyna była blisko niego odwrócił się i pocałowali się w ogóle inaczej niż było w planie dziewczyny. Ale nie oderwała się od niego wręcz przeciwnie odwzajemniła pocałunek. Po chwili oderwali się od siebie, patrzyli się sobie prosto w oczy. Było im w swoim towarzystwie super. 
  Magia świąt daje się we znaki każdemu, kto jest skrycie zakochany. A Francesca była zakochana w Leonie, a Leon w niej. 
                                        ********************
Tadam jest one shot mam wenę ale tylko na tego bloga, następny już w przyszły weeked. 
Kto następny? Dawajcie propozycje...
Cześć do następnego

5 komentarzy:

  1. Wspaniałe ♥♥♥ Po prostu pięknie ♥♥♥
    Zakochałam się ;)
    Następny może o... Fedemile?

    OdpowiedzUsuń
  2. ooo... jaki cudowny <3333
    także się zakochałam *.*
    skąd ty masz tyle pomysłów ?
    kolejny Fedemiła albo Federico i Violetta *.*

    OdpowiedzUsuń
  3. ja bym chciała o Francesce i Federico :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale super ich dwoje najbardziej lubie<3

    OdpowiedzUsuń
  5. ja chce Viole i federico :) Oni pliska :*

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz jest dla autora jak woda dla wielbłąda po podróży na gorącą pustynię. Pozostaw mi po sobie ślad to będzie dla mnie WIELKĄ motywacją !!!