Ile was tu było:

niedziela, 20 października 2013

9. Natalia + Diego i Camila + Broduey

Ostatnie dni grudnia w Austrii były bardzo chłodne. Sylwester zbliżał się wielkimi krokami. Ferie w pewnym mieście tego górskiego państwa spędzał pewien brunet i pewna brunetka. Od razu podkreślam, że się nie znają.
-Diego przestałbyś choć dziś grać w tą piłkę- powiedziała kobieta wchodząca na małą halę sportową, która znajdowała się w hotelu, w którym mieszkali.
-Kotku on musi ćwiczyć bo straci wprawę i nie będzie najlepszy- odpowiedział mężczyzna.
-Nie straci jeśli przez chwilę  nie będzie trenował. Diego na dole jest zabawa. Już Cię tu nie ma- powiedziała i już po chwili bruneta nie było.
Zszedł na dół i stanął pod ścianą. Kontem oka spoglądał na śpiewających i tańczących. Brunetka siedziała na kanapie i czytała jakąś książkę.
-Naty mówiłam Ci, że masz się bawić- powiedziała kobieta stając przed dziewczyną.
-Mamo jeszcze chociaż jeden rozdział- powiedziała, ale kobieta zabrała jej książkę.
-Nie- odpowiedziała kobieta i odeszła oczywiście z książką dziewczyny.                                                                        Weszła na salę nie lubiła tłoku i głośnej muzyki. Wolała ciszę i spokój, ale postanowiła zostać. W końcu kończy się rok a zaczyna kolejny. Chciałaby żeby ten był wyjątkowy. Szła w zdłuż ściany, spojrzała na coś i zderzyła się z kimś.
-O najmocniej przepraszam- powiedziała
-Nic się nie stało- odpowiedział uśmiechając się do niej szeroko.
-Naprawdę przepraszam- powiedziała. Czuła się trochę skrępowana.
-Nic się nie stało- odpowiedział
-To może ta dwójka teraz nam coś zaśpiewa- usłyszeli głos spikera i po chwili obok nich pojawiło się dwóch chłopaków.
-Ale ja nie umiem śpiewać- powiedziała brunetka
-Mała każdy tak mówi- powiedział po czym wręczył dziewczynie mikrofon. Nie mieli wyboru musieli śpiewać.

Cada vez que yo me voy
llevo a un lado de mi piel
tus fotografias
para verlas cada vez
que tu ausencia me debora entero el corazon
y yo no tengo remedio mas que amarte

En la distancia te puedo ver
cuando tus fotos me siento a ver
en las estrellas tus ojos ven
cuando tus fotos me siento a ver

Chorus (2X)
Cada vez que te busco te vas
cada vez que te llamo no estas
es por eso que debo decir
que tu solo en mis fotos estas

Cuando hay
un avismo desnudo que se opone entre los dos
yo me valgo del recuerdo
hacia el tono de tu vos
y de nuevo siento enfermo este corazon
que no le queda remedio mas que amarte

En la distancia te puedo ver
cuando tus fotos me siento a ver
en las estrellas tus ojos ven
cuando tus fotos me siento a ver

-Brawo- krzyknął ktoś a potem rozległy się oklaski.
-Diego
-Natalia
Uśmiechali się do siebie czuli, że są w innym świecie. Choć żadne z nich wcześniej nie śpiewało.
-Nigdy nie poznałem nikogo takiego jak ty- powiedział jej, uśmiechnęła się szeroko.
-Ja też- odpowiedziała mu.
-To chyba pora złożyć sobie życzenia- powiedział pokazując na niebo, które mieniło się różnymi kolorami.
-Chyba tak- odpowiedziała. I odeszła tak niepostrzeżenie. Gdy się odwrócił jej już nie było.
Po kilku dniach Hiszpania
-Diego jak Ci minęły ferie?- spytał jeden z sześciu chłopaków siedzących z nim w klasie.
-Normalnie- odpowiedział
-Taa- powiedział pewien czarnoskóry chłopak
Natomiast na korytarzu przed salą stała brunetka. Była bardzo zdenerwowana znów musiała zmienić szkołę ale rodzice obiecali jej, że to już ostatni raz się przeprowadzają. Zobaczyła jakąś dziewczynę o rudych włosach i ją zaczepiła.
-Przepraszam Cię czy wiesz gdzie ma lekcję klasa pani Franco?- spytała jej. Dziewczyna usmiechnęła się szeroko.
-Ja chodzę do tej klasy. Chodz- powiedziała i pociągnęła dziewczynę za nadgarstek i zaczęła podążać ku klasie.
-A jak masz na imię ?- spytała po kilku minutach spaceru brunetka
-Mam na imię Camila- odpowiedziała jej i razem weszły do sali. Podały papiery nauczycielce a gdy przechodziły obok chłopaków usłyszały tylko "Wow"  usiadły w ławkach na końcu sali i zaczął się wykład nauczycielki.
-Witam was moi drodzy po feriach. Kilka spraw organizacyjnych- zaczęła nauczycielka i zatrzymała się obok ławki przy której siedzieli brunet i czarnoskóry chłopak.
-Panie Nascimento to nie jest boisko do piłki nożnej- powiedziała patrząc na niego ze złością.
-Pani profesor za trzy miesiące mamy mecz o mistrzostwo- powiedział ale kobieta nie dała mu dokończyć.
-Nie interesuje mnie to. Ta cała piłka nożna to coś okropnego więc z łaski swojej zajmie się pan lekcją- powiedziała waląc w biurko dziennikiem.
-W tym roku wolontariatem zajmie się Camilla Torres- odpowiedziała wskazując na dziewczynę. Broduey pochylił się do Diego i zaczął mu mówić coś do ucha.
-Panie Nescimento czy ja aby panu nie przeszkadzam?- spytała nauczycielka.
-Nie- odpowiedział
-Ja mam taką nadzieje- powiedziała.
-Witam nową uczennicę Natalię Navarro- powiedziała a Diego odwrócił się w jej stronę. Poznał ją. To ta dziewczynę poznał kilka dni wcześniej na feriach. Postanowił to sprawdzić wyjął telefon komórkowy i wykręcił jej numer. Rozległ się dzwonek telefonu dziewczyny. Nauczycielka podeszła do jej ławki.
-Pierwsza zasada panująca w mojej klasie nie używamy telefonów komórkowych na lekcji panno Navarro.- Dziewczyna oddała telefon nauczycielce a ta powędrowała do pierwszej ławki.
-A pan panie Dominquez razem z panną Navarro zostaniecie na dwadzieścia minut po lekcjach.- odpowiedziała
-Diego nie może mamy trening- powiedział czarnoskóry
-Panie Nascimento pan również zasili szeregi mojej kadry do robienia dekoracji. Dwadzieścia minut kary- odpowiedziała.
-Broduey nie umie do tylu liczyć- powiedziała Camilla co spotkało się z piorunującym wzrokiem nauczycielki.
-Panno Torres dwadzieścia minut kary. Kto następny?- spytała. Ale nikt nie odważył się już odezwać no może każdy poza Andresem, którego ręka powędrowała w górę gdy ta usiadła za biurkiem.
-Tak Andres- powiedziała wskazując na niego ręką
-A jak pani spędziła ferie i święta?- spytał. Wszyscy spojrzeli na chłopaka z wyrzutem. Gdy rozległ się dzwonek.  Diego wyleciał z klasy jak z procy.  Stanął przed drzwiami i czekał, aż dziewczyna wyjdzie z sali.
-Natalia- powiedział gdy dziewczyna rozglądała się po szkole
-Diego - odpowiedziała mu i uśmiechnęła się szeroko.
-Co ty tu robisz?- spytał zdziwiony tym, że ona tu jest
-Przeprowadziliśmy się tu dwa dni temu- odpowiedziała
-Czemu nie zadzwoniłaś ? - spytał zdziwiony
-Nie miałam kiedy- odpowiedziała
-Czemu zniknęłaś tak szybko? - spytał
-Bo musiałam się spakować- odpowiedziała. Szli przez korytarz.  I wpadli na Brodueya.
-Stary może mnie przedstawisz tej uroczej damie- powiedział szeroko się do niej uśmiechając.
-Za chwile musimy być w teatrze- odpowiedział brunet i uśmiechnął się do Natalii. I we trójkę udali się do aresztu pani Franco. Weszli do sali teatralnej.  Camila siedziała już u nauczycielki i słuchała jej użaleń.  Była bardzo wdzięczna, że trójka jej kolegów przyszła.
-No i musicie nauczyć się punktualności panowie.- powiedziała a Natalia usiadła obok Camilli.
  Kilka minut wcześniej Sala Sportowa
-Gdzie jest Diego i Broduey? - spytał trener przyglądający się kopiącym piłkę chłopaków. Ale żaden z nich nie chciał nic powiedzieć. Mężczyzna znów ponaglił pytanie ale znów nie otrzymał odpowiedzi.
-Gdzie są Diego i Broduey?- tym razem krzyknął jak najgłośniej mógł. Chłopaki wzdrygnęli.
-Są  w teatrze u pani Franco- odpowiedział Andres.
Trener ze złością wyszedł z sali i udał się do teatru.
  W teatrze
-Telefony komórkowe to najgorsze co może być na tym świecie- powiedziała i wtedy do sali wparował ojciec Diego.
-Rozbijasz mi drużynę- powiedział podchodząc do niej.
-Ja Tobie?- spytała
-Tak ty mi- odpowiedział
-O nie nie wezmiesz mnie na poczucie winy. Chcę Ci przypomnieć, że oni nie są Twoją własnością- powiedziała zła na kolegę.
-Właśnie, ze tak Diego to mój syn. - odpowiedział
-Oni są też moimi uczniami, więc mają prawo tu być.- odpowiedziała
-Jeszcze się przekonamy. Diego i Broduey na trening- odpowiedział a chłopaki szybki krokiem wyszli a raczej wybiegli z sali.
Po lekcjach Natalia wracała do domu. To był dopiero pierwszy dzień a ona już miała przyjaciółkę Camilę Torres i kolegów Broduey'a Nescimento i Diego Dominquez'a.
-Natalia- usłyszała krzyk za sobą. Zatrzymała się i poczekała na tą osobę.
-Cześć- usłyszała a po chwili obok niej stał Diego.
-Cześć co ty tu robisz?- spytała zdziwiona.
-Mieszkam nie daleko Ciebie- powiedział.
-To może wejdziesz na herbatę ? - spytała
-Tak- odpowiedział. Razem weszli do jej domu. Był pusty bo jej rodzice byli w pracy. Weszli do salonu. Chłopak usiadł na kanapie a dziewczyna poszła do kuchni.
-To co zapisujesz się do przedstawienia?- spytał.
-Wiesz chyba nie to dopiero początek drugiego semestru nie chce mieć zaległości.- powiedziała.
-No choć razem ze mną- powiedział
-Ty gwiazda szkolnej drużyny piłki nożnej będziesz śpiewał? -spytała zdziwiona.
-A czemu nie?- spytał
-A co powiedzą na to twoi koledzy?- spytała
-Niech mówią to co chcą- odpowiedział.
 Miesiąc pózniej lekcja u pani Franco.
-A więc wasze wypracowania- powiedziała zwracając się do uczniów. Wszyscy zaczęli szperać w swoich plecakach. Nauczycielka przeszła klasę i pozbierała kartki.
-Dobrze a dzisiejszy temat to musicale- odpowiedziała
-A jeśli chodzi o musicale. To z waszej klasy wybrałam cztery osoby, które wezmą w nim udział- powiedziała. Uczniowie zaczęli patrzeć po sobie. Byli ciekawi ale nie chcieli brać w tym udziału.
-Jestem ciekaw kto jest na tyle głupi żeby grac w tym dziadostwie- powiedział Broduey. Nauczycielka uśmiechnęła się dziwnie.
-Pan panie Nascimento- odpowiedziała chłopak otworzył buzię chyba najszerzej jak mógł.
-Stary bo Ci mucha wpadnie. - powiedział - A poza tym przecież lubisz tańczyć- powiedział śmiejąc się.
-Pan również panie Dominquez- odpowiedziała a chłopak przestał się śmiać.
-A Camila i Natalia będą wam towarzyszyły- dziewczyny spojrzały się na siebie ale nie były zdziwione bo nauczycielka im powiedziała.
-Pierwsza próba na długiej przerwie tutaj- odpowiedziała i rozległ się dzwonek oznajmiający przerwę.
-Stary w co ty mnie wpakowałeś - powiedział Diego do Broduey'a
-Ja? To ty kochasz śpiewać - powiedział
-Ja nie lubię śpiewać - powiedział brunet
-Ta jasne- odpowiedział na odczepne i poszedł na stołówkę.
  Natalia i Camila szły do stolika z tacami pełnymi jedzenia. Zobaczyły wolne miejsca obok Diego i Broduey'a.
-Możemy się dosiąść?- spytała brunetka
-Tak- odpowiedział Diego
-Natalia chodz gdzie indziej- powiedziała Camila patrząc na uśmiechniętego do miej Broduey'a.
- Oj siadaj- powiedziała ciągnąc ją za rękę. Camila nie chętnie usiadła na wskazanym przez przyjaciółkę miejscu.  Ale nie patrzyła na Broduey'a.  Natalia i Diego patrzyli na nich dziwnie.
-To co zaraz mamy próbę- powiedziała Natalia uśmiechając się do Diego
-No to idziemy- powiedział i razem z Natalią wstali od stolika.
-A wy gołąbeczki to co macie tu zamiar tak siedzieć? - spytał rozbawiony Diego.
-A ty z czego tak rżysz ? - spytała Camila ze złością na Diego'a
-Ja ?- spytał
-Tak ty- powiedziała i uderzyła chłopaka w ramię.
-Dobra, dobra - powiedział patrząc się na wgapionego w dziewczynę Broduey'a
-A ty co się tak gapisz ? - spytała zła. Ale on nic nie odpowiedział.  Natalia również się zaczęła śmiać. Ale po tym jak zobaczyła minę Camili zamilkła. I odkręciła się od niej.  Po kilku minutach byli już w sali wychowawczyni.
- Dobrze widzę, że są wszyscy zainteresowani- powiedziała nauczycielka
-Chyba zmuszeni- powiedział Broduey
-Słucham ? - spytała unosząc do góry obie brwi.
-Nic- odpowiedział tym razem Diego
-No ja mam taką nadzieje. To są wasze teksty piosenek i zarys choreografii- powiedziała wręczając zainteresowanej czwórce.
-Co ja mam grać w parze z tym kretynem- powiedziała nie raczej wrzasnęła ruda.
-A co coś Ci we mnie nie pasuje ?- spytał
-Tak, dużo- odpowiedziała
-To co Ci przeszkadza ? - spytał
-Mam Ci wymieniać ?- spytała
-Tak - odpowiedział
-Czy już skończyliście ? - spytała nauczycielka stojąca na środku sali z tekstem w ręku.
-Skończyli - powiedziała Natalia.
Uśmiechnęła się szeroko do patrzącego w ich kierunku Diego.
-Dobrze zapraszam na środek Diego i Natalię. - powiedziała nauczycielka. Dwójka wstała ze swoich wcześniejszych miejsc i podeszła do nauczycielki.
-Dobrze więc wy gracie głównych bohaterów. Przyjaciół, którzy się w sobie zakochują. - powiedziała. Diego spojrzeli po sobie, po chwili na ich twarzach pojawiły się uśmiechy.
-Natomiast Camila i Broduey gracie ich przyjaciół, którzy również się w sobie zakochują.- powiedziała Broduey spojrzał na Camilę , a ta odwróciła wzrok w innym kierunku.
-Dobra nauczcie się się swoich tekstów popróbujcie się a za tydzień zrobimy próbę- powiedziała. Natalia spojrzała na Camilę.
-Ej co jest ? - spytała
-Nic - odpowiedziała Torres
-Ruda ogarnij się - powiedziała brunetka
-O co Ci chodzi?- spytała Camila
-Już o nic- powiedziała i odeszła.
-Poczekaj- usłyszała rudą i już po chwili była obok niej
-No co ? - spytała
-Bo mam teraz trening siatkówki a jestem kapitanka naszej drużyny i mam pytanie czy dołączysz do naszego zespołu ? - spytała
-Ja ? - spytała Natalia
-Tak dobrze wiem, że w poprzedniej szkole grałaś - powiedziała Camila
-Dobrze - odpowiedziała po chwili.  Camila była bardzo szczęśliwa jej drużyna była dobra ale czegoś im brakowało. Może świeżości. A słyszała o drużynie, w której grała Natalia. Były bardzo dobre. Wygrywały prawie wszystkie zawody. Po przebraniu się w stroje sportowe weszły na salę aby poćwiczyć. Ale byli na niej zawodnicy szkolnej drużyny piłki nożnej.
-Ej teraz sala jest nasza - powiedziała Camila
-Słonko nie wkurzaj się - powiedział Broduey
-Nie mów do mnie słonko - powiedziała ruda
-Oj no to niech będzie skarbie - odpowiedział. Zarówno Natalia jak i Diego stali i śmiali się.
-O zamknijcie się - powiedziała i rzuciła w ich kierunku piłkę. Diego miał refleks więc ją złapał.
-Czy oni tak zawsze ? - spytała Natalia
-O tak od roku - powiedział robiąc głupią minę.
-Mam propozycje może zagramy mecz my na dziewczyny - zaproponował Andres. Miny prawie wszystkich mówiły same za siebie.
-Czy ty się dobrze czujesz ? - spytał Diego
-Nie jestem aż taki głupi - odpowiedział robiąc minę zbitego psa. Natalia podeszła do niego i objęła go ramieniem.
-Andres to genialny pomysł - powiedziała i pocałowała go w policzek. Diego spojrzał na niego z zazdrością odkąd się poznali nie pocałowała jego a Andresa tak.
-To co gramy ? - spytała ruda
-Oczywiście - odpowiedziała Natalia i podbiegła do koleżanki.
-No to zaczynajmy - powiedział Broduey. Mecz był zawzięcie. Raz punkt zyskiwały dziewczyny raz chłopaki. W konsekwencji panowie przegrali 23:25 .
-Jesteśmy najlepsze - powiedziała Camila przybijając piątkę Natalii.
-No - odpowiedziała. Chłopaki wyszli zaraz za nimi.
-No i zobacz jak się cieszą z wygranej - powiedział Broduey. I razem z Diego opuścili szkołę.
Natalia siedziała w swoim pokoju i usłyszała jak ktoś puka do drzwi jej pokoju. Wstała z łóżka. I podeszła do drzwi stał za nimi Diego.
-To co próbujemy się ? -spytał uśmiechnięty
-Możemy - odpowiedziała, wpuszczając go do środka.
-To co Ahi Estare ? - spytał
-Ok - odpowiedziała i usiadła z powrotem usiadła na łóżku a on obok niej.

mi corazón busca sin parar
una estrella en lo alto de este mar
si pudieras alumbrarme un camino hacia ti
es posible que te pueda encontrar,
cada mañana pienso en tu voz
y el momento en que te veo llegar
si esta vida se enamora de nuestra pasión
algún día nos podrá juntar

tan solo dime donde yo estaré
entre mis brazos yo te cuidare
como mil almas inseparables
y soñar un beso sin final
dime si ahí algo que yo pueda hacer
para esconderte dentro de mi ser
yo se que sucederá
tu mitad y mi mitad muy pronto ya se encontraran
no por casualidad

si siento frió en mi soledad
en mi pecho te busco lugar
si confió en que mis pasos conducen a ti
tu calor un día me va abrazar,
y con tu nombre grabado en mi
en la arena escribo sobre este amor
y si el mar se lleva cada palabra de hoy
gritare mas fuerte que este sol

tan solo dime donde yo estaré
entre mis brazos yo te cuidare
como mil almas inseparables
y soñar un beso sin final
dime si ahí algo que yo pueda hacer
para esconderte dentro de mi ser
yo se que sucederá
tu mitad y mi mitad muy pronto ya se encontraran
no por casualidad

ahí estaré...

siempre a tu lado...

ahí estaré...

 Prawie przez całą piosenkę patrzyli sobie w oczy.
-Więc... - zaczął
-Nawet dobrze nam wyszło - powiedziała
- No to będę się zbierał. To do jutra - odpowiedział i wyszedł. Dziewczyna rzuciła się na łóżko.  I usnęła.
Camila została w szkole bo miała jeszcze zrobić kilka rzeczy dla wychowawczyni. Przez szybę w drzwiach zauważył ją Broduey.
 - A ty co nudzi ci się i zaklinasz książki ? - spytał śmiejąc się.
-Ha ha ha bardzo śmieszne - powiedziała przewracając kolejną stronę podręcznika.
- A to jeśli i tak jesteśmy tu razem to może zaśpiewamy ta piosenkę, którą mamy przygotować. -zaproponował.
- Dobra - odpowiedziała
No soy ave para volar,
Y en un cuadro no se pintar
No soy poeta escultor.
Tan solo soy lo que soy.

Las estrellas no se leer,
Y la luna no bajare.
No soy el cielo, ni el sol...
Tan solo soy.

Pero hay cosas que si sé,
Ven aquí y te mostraré.
En tus ojos puedo ver....
Lo puedes lograr, prueba imaginar.

Podemos pintar, colores al alma,
Podemos gritar iee eê
Podemos volar, sin tener alas...
Ser la letra en mi canción,
Y tallarme en tu voz.

No soy el sol que se pone en el mar,
No se nada que este por pasar.
No soy un príncipe azul...
Tan solo soy.

Pero hay cosas que si sé,
Ven aquí y te mostraré.
En tus ojos puedo ver....
Lo puedes lograr, (lo puedes lograr...)
Prueba imaginar.

Podemos pintar, colores al alma,
Podemos gritar iee eê
Podemos volar, sin tener alas...
Ser la letra en mi canción...

No es el destino,
Ni la suerte que vi no por ti.
Lo imaginamos...
Y la magia te trajo hasta aquí...

Podemos pintar, colores al alma,
Podemos gritar iee eê
Podemos volar, si tener alas...
Ser la letra en mi canción...
Podemos pintar, colores al alma,
Podemos gritar iee eê
Podemos volar, si tener alas...
Ser la letra en mi canción...
Y tallarme en tu voz.
Trzymał ją za rękę i patrzył prosto w oczy. Ona czuła się dość dziwnie. Wmawiała sobie, że ten jest egoistą. Że potrafi tylko się głupio uśmiechać. Ale oderwała się od niego.
- Sorry muszę iść - powiedziała i po prostu odeszła.
Trzy dni pózniej mieli mieć próbę.  Przez te trzy dni Natalia unikała Diego a Camila Broduey'a. Bały się tego co poczuły przy tym jak śpiewały piosenki.
- Dobrze więc Broduey i Camila jak tam próby ? - spytała nauczycielka.
- Dobrze - odpowiedział spoglądając na dziewczynę przez ramię, ona nie patrzyła na niego.
-A Diego i Natalia - powiedziała.
-Też dobrze - odpowiedział Diego.
-Mam taką nadzieje bo już za dwa tygodnie przedstawienie. - odpowiedziała. I znowu rozległ się dzwonek oznaczający przerwę.  Diego postanowił porozmawiać z Natalią.
-Naty porozmawiaj ze mną - powiedział chwytając ją za nadgarstek.
-Śpieszę się - powiedziała chciała go spławić, ale on był bardzo zawzięty.
-Chociaż dwie minuty - powiedział
-Dobrze - odpowiedziała. Usiedli pod klasą.
-Naty dlaczego mnie unikasz ? - spytał
-Ja Cię nie unikam - powiedziała, odwracając wzrok w innym kierunku.
-Właśnie, że tak - odpowiedział
- Nie - powiedziała
- Tak. Mówię do Ciebie a ty patrzysz się w ogóle w innym kierunku - powiedział.
- Proszę spójrz na mnie- odpowiedział kładąc na jej dłoni swoją dłoń. Przeszedł go dreszcz. Ją również. Odwróciła głowę w jego kierunku. Znów spojrzała w jego oczy. Oczy koloru zielonego. Tak pełne wszystkiego co może tylko istnieć. Z głębią bez pustki.                                                                                A on w jej tęczówkach zobaczył radość ale i strach, ale nie wiedział przed czym.
-Naty czy wszystko w porządku ? - spytał
- Tak - odpowiedziała
- Na pewno ? -spytał wolał się upewnić.
- Tak - odpowiedziała szeroko się uśmiechając.
Camila wracała ze szkoły parkiem, tak jak co dzień. Ale wpadła na Broduey' a.
-Cami pogadajmy - powiedział
-Nie mamy o czym - odpowiedziała wymijając go. Nie chciała z nim rozmawiać. Bo znów by się poddała.
DZIEŃ PRZEDSTAWIENIA
 Natalia chodziła nerwowo w kółko. Trzęsły jej się ręce.
-Naty co jest ? - spytała Camila patrząc na koleżankę.
- Bo ja się... bo ja nie... bo ja nigdy...- zaczęła się jąkać.
- Głowa do góry - odpowiedziała
- Łatwo Ci to powiedzieć - powiedziała
- Jesteś dzielna - odpowiedziała rudowłosa.
-Torres - usłyszały głos Broduey'a
-Co ? - spytała z wyrzutem
- Zaczynamy - powiedział i pociągnął ją na scenę. A Natalia cały czas była co najmniej zdenerwowana.  Zobaczył ją Diego.
-Naty wszystko dobrze ? - spytał. Ona spojrzała na niego z wyrzutem.
-Ty się pytasz czy wszystko dobrze - powiedziała patrząc na niego " z pod byka ". Chłopak spuścił na chwilę głowę.
- Jest strasznie, serce mi wali, ręce mi się trzęsą i... - nie dokończyła bo na jej ustach spoczął jego pocałunek, długi pocałunek. Tego właśnie w tej chwili chciała. Tego tylko pragnęła.  Oderwał się od niej po chwili.
-Przepraszam - powiedział
-Nie masz za co - odpowiedziała. I obydwoje udali się pod scenę a to co tam zobaczyli przeszło ich najśmielsze wyobrażenia. Broduey całował Camilę. Tuż po piosence tak jak było w oryginalnym scenariuszu. Uśmiechnęli się do siebie. Przedstawienie wszystkim się spodobało. W następnym tygodniu chłopaki wygrali mecz o mistrzostwo. A dziewczyny dostały się do ligi mistrzyń w siatkówce kobiet.

                                *****************************************
Taki mały bonus nie wiem jak wam się podobał. Czy w ogóle przypadła wam do gustu taka historia. Piszcie komentarze. No i oczywiście wasze propozycje na kolejne historie. Tak wpadła mi do głowy taka para jak Natalia i Leon bo gdzieś o nich przeczytałam. Więc komentujcie. Buziaczki pa.

sobota, 19 października 2013

8. Violetta + Diego

    Gdy wraca do pustego domu nie może znów nie pamiętać jego głosu, jego uśmiechu, jego szczerości. Ale jego już nie ma. Została zupełnie sama. Obwinia się o to, że wcześniej nie domyśliła się, że coś było nie tak. Przecież patrząc mu w oczy nie widziała w nich tego co zawsze. Praktycznie były puste. Nie było w nich nic. Diego już nie ma i nie wróci. Violetta mówiła sobie w myślach, że nie powinna się obwiniać. Wzięła kolejny łyk czerwonego trunku. A w jej oczach widniały łzy. Pamięta jak go poznała.


 Był zimowy poranek a ona wracała z zakupów. Wchodziła do bloku, w którym mieszkała a na przeciwko jej drzwi stały kartony. Po chwili podszedł do niej wysoki brunet.
-Przepraszam czy mieszka pani obok?- spytał szeroko się uśmiechając
-Tak- odpowiedziała również się uśmiechając
-To świetnie- odpowiedział
-To może panu pomogę- zaproponowała bo i tak nie miała nic lepszego do roboty.
-Nie chcę pani wykorzystywać- powiedział
-Nie wykorzystuje mnie pan- odpowiedziała i postawiła zakupy w przedpokoju. On tylko uśmiechnął się szeroko. Tak minął im pierwszy dzień ich znajomości. Byli do siebie bardzo podobni.

Teraz na jej twarzy pojawił się uśmiech a potem po policzku spłynęła jedna łza. Teraz tylko na zmianę chodziła do pracy i nie dała po sobie poznać, że cierpi, a gdy wracała do swojego domu to płakała, praktycznie nic nie jadła. Przejechała ręką po ramce zdjęcia na którym byli obydwoje. Zrobiła to tak nieudolnie, że zdjęcie spadło na podłogę. Szybka w nim roztrzaskała się na miliony, malutkich kawałeczków.  Przypomniała sobie kłótnie z jej byłym chłopakiem i to dzięki Diego go zostawiła.

-Nie będziesz mi mówił co mam robić?- krzyknęła do pewnego blondyna
-I tu się mylisz mam prawo Ci mówić co masz robić- odpowiedział jej
-Właśnie, że nie masz, bo nikt Ci go nie dał- odpowiedziała mu. Atmosfera w pomieszczeniu była nie do zniesienia. Obydwoje byli zdenerwowani.
-Ty mi je dałaś- odpowiedział, a właściwie krzyknął Luis
-Słucham?- spytała, nie wiedziała co ten ma na myśli.
-Jesteś ze mną więc dajesz mi takiego prawo- odpowiedział
-Nie jestem Twoją własnością- odpowiedziała, stanowczo. Była wściekła jak on mógł ją tak upokorzyć.
-Jesteś- odpowiedział. Nie słyszeli pukania do drzwi. Ale Diego słyszał krzyki, kłótnie. Pokierował rękę na klamkę. Miał szczęście drzwi były otwarte. Wszedł.
-Nie jestem- odpowiedziała i go dostrzegła.
-Jesteś- odpowiedział. Diego stanął obok szatynki.
-Nic do Ciebie stary nie mam ale ona mówi, że nie jest twoją własnością to nie jest. Zrywa z Tobą- powiedział, była mu wdzięczna ale za razem miała mu za złe, że mówi w jej imieniu.
-Wiesz to może lepiej- odpowiedział, blondyn i wyszedł trzaskając drzwiami. Violetta odetchnęła z ulgą nie chciała znów się z nim kłócić.
-Dlaczego to powiedziałeś?- spytała bruneta
-Dla twojego dobra. Traktuje Cię jak rzecz. Ale jeśli ty tego nie widzisz no to twoja strata- odpowiedział i chciał wyjść
-Zaczekaj- powiedziała. On odwrócił się do niej.
-Dziękuje- dodała i lekko się uśmiechnęła.

Była mu za to wdzięczna i nadal jest choć nie siedzi obok niej, choć już jej nie przytula. Ale jest obecny w jej sercu. Zawsze zostanie w jej pamięci. Wstała z kanapy i podeszła do kominka, w którym wygaszał już ogień. Przypomniał jej się dzień w którym jej się oświadczył, wtedy była w siódmym niebie byli razem już jakiś czas czekała tylko na jego krok. Chciała z nim spędzić całe życie. Najwidoczniej się pomyliła.

Siedziała na kanapie i oglądała jakąś komedię romantyczną. Diego robił coś u siebie w pokoju.
-Viola co robisz?- spytał
-Oglądam- odpowiedziała. Chłopak był bardzo ciekawy tego co ogląda jego dziewczyna.
-A co oglądasz?- spytał siadając obok niej na sofie.
-Komedię romantyczną, też chciałabym tak jak Lily, żeby kiedyś ktoś oświadczył mi się w świetle księżyca z bukietem białych róż. Chłopakowi przyszedł do głowy pewien pomysł. Następnego dnia  po pracy poprosił ją o to, żeby przyszła do parku. Czekał tam na nią.
-Diego co się stało?- spytała
-Violetto Castillo czy wyjdziesz za mnie?- spytał klękając przed nią tak jak chciała z bukietem białych róż i w świetle księżyca. Z jej oczu płynęły łzy. Nie potrafiła nic wypowiedzieć. Tylko ruszyła głową w znaku zgody.

Była najszczęśliwszą dziewczyną pod słońcem. Ślub i wesele były piękne. Dużo gości i dużo wrażeń. Ślub wydawać by się mogło początek czegoś niesamowitego. A jednak nie całkiem dwa tygodnie po ceremonii zaczął się dla niej okres nieprzespanych nocy, wypłakanych hektolitrów łez.

-Violu zobaczysz wszystko będzie dobrze- powiedziała do niej szatynka. Lara była siostrą Diego. I chciała, żeby jego żona nie płakała. Chciała, żeby jej brat nie odszedł. Żeby przeżył, ale wiedziała, że jest to mało prawdopodobne.  Diego był chory już od kilku lat. Ale to ukrywał nie chciał nikogo ranić.
-Dobrze wiesz, że to nieprawda.- powiedziała i wtuliła się w dziewczynę.
-Wiem, ale chcę, żeby stał się jakiś cud- powiedziała i również uroniła łzę. Kolejne dni były w miarę spokojnie. Ale ostatni dzień sierpnia był wyrokiem jaki spadł na małżeństwo Dominquezów.
Tego dnia stracił przytomność kilka minut po 9 rano. Violetta wtedy siedziała przy jego łóżku. Trzymała go za rękę. Była z nim do ostatnich chwil jego ziemskiego żywota.
-Kocham Cię pamięta...- odpowiedział i na monitorze do którego była przypięta aparatura zrobiła się prosta.
-Diego proszę nie odchodz- powiedziała nie chciała, żeby odszedł. Nie chciała zostać sama a jednak została. Bez męża, którego kochała.

Nalała sobie kolejny kieliszek wina. Nie była pijana. Ale chciała, to dziś jest pierwsza rocznica ich ślubu. A za kilka tygodni jego śmierci. Zadaje sobie ciągle to samo pytanie dlaczego? Przecież chciała być tylko szczęśliwa. A tu los zabiera jej osobę, którą kocha i na której jej bardzo zależy.


I w końcu jego pogrzeb. Zamknął się dla niej pewien rozdział życia. Ubrana na czarno, rozmazana, przybita, samotna.
-Żegnaj- powiedziała i odeszła. Nie potrafiła na to patrzeć. Chciała nigdy nie zapomnieć.

Usłyszała płacz dochodzący z pokoju. Zupełnie zapomniała o ich córce. Teraz ma kilka miesięcy. Jest jedyną pamiątką po nim.
Wstała z kanapy i poszła do dziewczynki, została jej tylko ona

                   KONIEC


                          *********************************
Wiem słabe i krótkie, ale się zrewanżuje. Postanowiłam ten napisać bez happy endu. Mam pomysł na razie na Diego i Naty ale obiecuje napisać o Federico i Violettcie. Komentujcie :)

piątek, 18 października 2013

7. Ludmiła i Federico

  Wow jest was co raz więcej już ponad 1300 wyświetleń. Bardzo dziękuję wam za każdy nawet najkrótszy komentarz. Postanowiłam, że zrobię wam małą niespodziankę. Zapraszam do czytania a opinię wyrazcie w komentarzach. Nawet te negatywne.


 Pewna blondynka siedziała na ławce w żółtym już parku. Jesień to według niej najpiękniejsza pora roku. Popołudnie pewnego listopadowego dnia takie nudne, zwyczajne, przeciętne, bez zbytniej rewelacji. Nic nie zapowiadało, że miał by to być wyjątkowe. Czytała jakąś książkę. Dziewczyna nie znała tu nikogo, przeprowadziła się tu dopiero dwa dni temu. Miała za to złe rodzicom, że bez uzgodnienia z nią pakują walizki. I jadą na lotnisko.
    Dość wysoki chłopak szedł ulicą wpatrując się w swoje buty. Trzymał ręce w kieszeni. Ostatnio wszystko go denerwowało i bez powodu się na wszystkich wydzierał. Ale takie były uroki dojrzewania. Albo jego ostrego charakterku. Znajomi nazywali go gwiazdą. bo zachował się trochę w podobny sposób do niektórych z piosenkarzy. A jego koleżanki zawsze mówiły, że ma przerośnięte ego. Co w jego przypadku byłoby szczerą prawdą "Ja to bym to zrobił tak" , "Ja potrafię lepiej" , "Jaki ja jestem cudowny" niektórych to mega wkurzało a czasami doprowadzało do płaczu (oczywiście ze śmiechu). Federico nie patrzył zbytnio przed siebie i wpadł na kogoś.
-Jak łazisz ofermo?- spytał ocierając swój płaszcz z liści.
-Przepraszam- odpowiedziała dziewczyna podnosząc książkę z ziemi. Nie można powiedzieć, że nie była zła. Ale dobrze go znała i nie chciała znów się z nim kłócić. To, że kiedyś byli przyjaciółmi a teraz są największymi wrogami wiedzieli tylko oni no i kilkoro ich znajomych z poprzedniej szkoły.
-Kup sobie okulary Navarro- powiedział patrząc na nią z chłodem w głosie. Chłodem, który mógłby zamrozić każdego kogo serce choć trochę nie było podobne było do serca brunetki stojącej na przeciwko chłopaka.
-Co zapomniałaś języka w gębie?- spytał teraz z drwiną w głosie. Ale dziewczyna postanowiła się nie odzywać. Znała go i wiedziała, że w końcu się znudzi. Całej sytuacji zza drzewa przyglądał się chłopak o czarnych włosach trochę wyższy od Federico i oczach przypominających oczy blondynki, która siedziała na ławce czytając książkę i która również teraz patrzyła na rozmawiającą dwójkę.
-No mówię do Ciebie Navarro co boisz się?- spytał tak jakby chciał ją tu i teraz zabić. Czuł jak do jego ciała napływa złość. Miał jej za złe, że upokorzyła go przed całą szkołą. ONA go upokorzyła a ON nie mógł tego odkręcić. W tym momencie chciał odpłacić jej pięknym za nadobne. Zaczął się do niej przybliżać a ona tak jak on tylko w odwrotnym kierunku. W środku trochę się bała ale na zewnątrz nie dała tego po sobie poznać nie potrafiła pokazać, że się boi.
-Co strach cię obleciał?- spytał zadzierając kącik ust ku górze. Ona znów nic nie powiedziała. Nie potrafiła wypowiedzieć ani słowa. Nie zauważyła wystającego korzenia i upadła. Teraz była u jego stóp. Blondynka i brunet zerwali się z miejsc i pobiegli w ich kierunku.
-Stój- krzyknęli równocześnie tak jakby się wcześniej znali. Federico odskoczył z miejsca. I po chwili stał przed nim umięśniony, wyższy od niego brunet. Przeszywali się wzrokiem, obaj mogli by zabić. Blondynka pochyliła się nad dziewczyną. Uśmiechnęła się do niej szeroko i szczerze. Federico po chwili postanowił się wycofać wiedział, że teraz nic z zemsty nie wyjdzie. Natalia wstała z ziemi była wdzięczna dwójce za uratowanie jej przed Włochem.
-Dziękuje wam za pomoc- odpowiedziała posyłając im uśmiech. Chłopak jak i dziewczyna odpowiedzieli jej tym samym.
-Nie ma za co- odpowiedzieli nie mal równocześnie.
-Czy wy się znacie?- spytała brunetka
-Jesteśmy kuzynami- odpowiedziała blondynka
-To świetnie jeszcze raz Wam dziękuje- odpowiedziała
-To może zrewanżujesz się nam oprowadzeniem po tym pięknym mieście- zaproponował chłopak
-Oczywiście- odpowiedziała i we trójkę udali się na miły spacer.
    Następnego dnia Ludmiła zaczynała szkołę. Trochę się bała. Nie była pewna czy podoła. Weszła do klasy, wręczyła nauczycielce swoje papiery i zauważyła Natalię siedzącą w ławce. Podeszła do niej.
-Czy mogę tu usiąść?- spytała
-Ta- opowiedziała bez entuzjazmu.
-Natalia- powiedziała blondynka tak aby ta na nią spojrzała. Zdziwienie brunetki było niesamowite gdy zobaczyła Ludmiłę przed sobą.
-Siadaj- odpowiedziała zabierając torbę z krzesła. Lekcję minęły im bardzo szybko.
Kilka tygodni wystarczyło, żeby się zaprzyjażniły.
Gdy pewnego dnia wychodziły po skończonych lekcjach przy wejściu natrafiły na Federico. Stał oparty o filar i dokładnie przyglądał się uczniom.
-Natalia co znalazłaś sobie przyjaciółeczkę w postaci głupiej blondynki?- spytał chłopak. Na twarzy Ludmiły zaczęły pojawiać się czerwone plamy a krew w niej się gotowała. I gdy chciała wybuchnąć pojawił się Diego.
-Powiesz tak jeszcze raz do mojej siostry a obiecuję, że zginiesz.
-Ja się ciebie nie boje- odpowiedział
-A może powinieneś- odpowiedział łagodnie, miło i spokojnie brunet.
-Raczej nie. A Natalia jeszcze zapłacze mogę jej to zagwarantować- odpowiedział, odwracając się na pięcie i odchodząc. Brunetka znów poczuła strach. Ale nic nie mówiła, nie potrafiła, nie chciała. Za bardzo ją to wszystko bolało. Za dużo kosztowało ją myślenie o tym, o nim. Postanowiła nauczyć się opanowywać w takich sytuacjach. Ludmiła natomiast nie cierpiała gdy ktoś nazwał ją głupią blondynką. W brew pozorom była całkiem inna. Nie była głupia, była normalna. A on ją poniżył na oczach całej szkoły. Sama nie była pewna dlaczego, ale chciała go poznać lepiej. Nie można mówić, że była pochłonięta chęcią poniżenia go publicznie. Bo z rodziną Ferro się nie zadziera. Ale coś ją do niego ciągnęło. Postanowiła się z nim spotkać tak normalnie jak ze znajomym. Umówili się w parku. Choć było już dość ciemno i chłodno woleli park niż kawiarnię. Przyszłą punktualnie a on się spózniał. Już dobre kilkanaście minut.
-Czego chciałaś?- spytał podchodząc do niej od tyłu.
-Porozmawiać- odpowiedziała po prostu.
-Tylko?- spytał. Dobrze znał takie dziewczyny, które chcą tylko rozmowy. Wiedział ba był przekonany, że ta chcę od niego czegoś się dowiedzieć. Ale jego informacje nie są tak tanie i łatwe do zdobycia.
-Dobra chcę się czegoś dowiedzieć o Natalii- powiedziała na odczepnego. Tak naprawdę jej intencje były inne. Dowiedzieć się czegokolwiek o nim. Czegokolwiek żeby zemścić się na nim za to co robił Natalii.
-O Navarro to powiem ci bardzo mało po prostu idiotka- odpowiedział
-Co?- spytała Ludmiła
-Normalnie myśli, że rzucając mnie dla jakiegoś innego na oczach moich kumpli jest mądra- powiedział.
-Jesteś głupi to cię rzuciła- odpowiedziała.
-Ja jestem głupi spójrz na siebie i na nią. Dobrałyście się przyjaciółeczki. Jedna drugiej warta.- odpowiedział z drwiną w głosie.
-Co masz na myśli?- spytała
-To że obie jesteście głupie- odpowiedział prosto tak jakby chciał coś wytłumaczyć małemu dziecku.
-A ty nie byłeś jej wart. Twoja duma nie pozwala Ci się przyznać do tego, że to ona miała rację- odpowiedziała mu. I trafiła w samo sedno. Na twarzy chłopaka pojawił się grymas złości.
-Stąpasz bo bardzo cienkim lodzie Ludmiła- odpowiedział
-Ja się ciebie nie boje- powiedziała pewnie
-Odwaga Ferro nic człowiekowi nie daje- odpowiedział. Stanął za ławką i pochylił się nad nią i zaczął mówić do ucha.
-Bo wiesz głupie są te dziewczyny, które chcą wygrać z chłopakiem jego własną bronią. A ja słonko się nie dam. Więc jeśli nie chcesz wyjść na głupią to po prostu sobie odpuść. Bo ze mną nie wygrasz. Jestem w tej grze na wygranej pozycji a ty na pozycji przegranej.- jej ciało poczuło nie bywały chłód. Z jego ust wypływał jad. Pełen nienawiści. Nigdy nikogo takiego nie poznała. Chciała go odkryć od środka.
-A jeśli ja chcę z Tobą zagrać w tą grę bez względu na pozycję w jakiej się znalazłam- powiedziała. Chłopak po jej słowach. Swoją dłonią przejechał po jej ramieniu i usiadł obok niej na ławce.
-To zasady są bardzo proste- odpowiedział uśmiechając się szyderczo i podnosząc do góry brew. Nie można powiedzieć, że blondynka była mu obojętna. Chciał móc ją poznać z różnych stron.
-A możesz mi powiedzieć jakie- zadała mu pytanie. Brnęła w głąb jego duszy. Jeśli on ją miał.
-Jest jedna jedyna w swoim rodzaju- odpowiedział. Była ciekawa jaka jest reguła tej gry.
-Powiesz czy nie?- spytała
-Oczywiście- odpowiedział i zaczął się do niej przybliżać. Dziewczyna nie wiedziała co chłopak ma zamiar zrobić. A on zatrzymał się kilka centymetrów przed jej twarzą.
-Teraz to czego chcesz się dowiedzieć- odpowiedział i pocałował ją. Ludmiła długo broniła się chciała go odepchnąć, chciała mu dać w twarz. Ale po kilku minutach najzwyczajniej w świecie się mu poddała. Sama nie wiedziała dlaczego. Przecież ten w stosunku do dziewczyn zachowywał się jak świnia. A jednak chciała go poznać z każdej strony. Była dziewczyną dobrą, miłą, sympatyczną a on (...) na jego opisanie praktycznie brakuje słów.
      Oderwali się od siebie po kilku minutach. Poczuł coś czego nigdy nie czuł. Coś przeszyło go od góry do dołu.
-I co to grasz w tą grę?- spytał. Ludmiła nie wiedziała na początku co ma mu odpowiedzieć.
-Jeśli powiem, że tak to co?- Federico bardzo powoli zaczął znów zmierzać ku blondynce, ta tym razem stała nie ruchomo. On znów ją do siebie przyciągnął i znów ją pocałował ale ty razem ta nie protestowała ani razu, już to polubiła.

         A brunetka stała w oddali i przyglądała się chłopakowi i dziewczynie. Na jej twarzy pojawił się krótki i bardzo niewyrazny uśmiech. Nie wiedziała dlaczego. Przecież chłopak wyrządził jej tyle złego i co teraz cieszy się z tego, że ma dziewczynę. Co z jej obawami. One stopniały wraz z lodem serca Federico, które roztopiła Ludmiła.




                                   *********************************
I jak Femiła? Krótka ale nie miałam na nią pomysłu. Wiem nie jest za dobra ale nauka więc musicie mnie zrozumieć. Mam nadzieje, że pozostawicie po sobie znak w formie komentarzy. A no i oczywiście kto ma być następny. Czekam na wsze propozycję. Jutro next.
 

  Buziaczki. Pa :)

niedziela, 13 października 2013

6. Francesca + Leon

              Na wasze życzenie Leonesca mam nadzieje, że się spodoba.

        Boże Narodzenie to chyba najlepsze co może nas spotkać. Atmosfera jest wtedy niesamowita. Miłość i radość krąży w tym świecie do każdego docierając. Nikogo nie zostawiając samego. A poza tym każdy może liczyć na jakikolwiek prezent.
Zimne powietrze, zapach cynamonu unoszący się nad ulicami Rzymu. Oświetlone światełkami ulice, domy, ogrodzenia. Dzieci tarzające się w białym puchu i lepiące bałwany. No i oczywiście młodzież śpiewająca kolędy w każdym zakątku Włoch. Dość wysoka brunetka właśnie przechodziła przez jedną z tych przepięknych ulic. Kochała krajobraz zimowy jak nikt inny. Przypominają jej się wszystkie historie związane ze świętami. Babcia piekąca makowiec, pyszne dania wigilijne, jemioła, choinka, święty Mikołaj i pomimo że miała już prawie 18 lat to i tak wierzyła, że to właśnie starszy dziadek, z siwą i długą do ziemi brodą, podpierający się laską przynosi dzieciom prezenty. Zatrzymała się przed pewną kawiarnią, w której poczuła zapach tego makowca, który chciałaby skosztować. Weszła do środka, usiadła przy stoliku, który znajdował się przy małym kominku, w którym ciągle tlił się ogień. Zdjęła swój płaszcz, czapkę, szalik i rękawiczki i zaczęła się rozglądać po pomieszczeniu przypominało jej dom jej babci, który zawsze na święta zmieniał się w taki sposób jakby jej babcia co najmniej miała magiczną różdżkę i księgę zaklęć. Podeszła do niej kelnerka, wysoka, szczupła i uśmiechnięta.
-Cześć czym mogę Ci służyć?- spytała bardzo pogodnie i ze szczerym uśmiechem.
-Czy dostanę taki domowy makowiec?- spytała równie podobnie Francesca
-Tylko taki tu mamy- odpowiedziała dziewczyna
-To poproszę- odpowiedziała
-Czy chcesz skosztować naszej gorącej czekolady?- spytała
-Tak- odpowiedziała jej a dziewczyna odeszła do kuchni z zamówieniem Włoszki. Po kilku minutach wróciła z kawałkiem makowca na czarnym talerzyku i kubkiem gorącej czekolady. Położyła przed dziewczyną i pożegnała się uśmiechem jeszcze piękniejszym niż na początku. Francesca była zaskoczona, że są tu ludzie, którzy tak bez powodu potrafią być radośni na co dzień nie tylko gdy idą święta. Widziała tą dziewczynę już kilka razy i za każdym razem była pogodna.
-Przepraszam czy nie będzie żadnym kłopotem jeśli się do Ciebie przy siądę?- z zamyśleń wyrwał ją głos jakiegoś chłopaka podniosła głowę znad kubka z brązowym trunkiem. Przed nią stał nie kto inny jak Leon Verdas. Bardzo go lubiła chyba jak nikogo innego w swojej szkole. Zawsze otwarty na jej problemy, z uśmiechem przyjmujący jej słowa krytyki na każdy nawet najgłupszy temat. Uśmiechnęła się.
-Tak- odpowiedziała a chłopak usiadł naprzeciwko niej.
-Co ty tu robisz?- spytała bo przecież Leon mieszka w Argentynie i z tego co wie to nie ma tu rodziny.
-To samo co ty. Czyli przyszedłem napić się czekolady- odpowiedział z promiennym uśmiechem na twarzy.
-Nie chodzi mi o kawiarnię, tylko o Rzym- poprawiła się, wiedziała, że pytanie, które podała nie było dobrze sformułowane.
-Spędzam święta u brata- odpowiedział
-Aha. To super. W Rzymie święta są niesamowite. Co roku z babcią jezdzimy do Watykanu mieszka tam jej siostra. Chodzimy tam na pasterkę. A ty?- powiedziała.
-Podobnie- odpowiedział jednym słowem.- A jak u Ciebie ze świętym Mikołajem?- dodał. Francesca była zaskoczona pytaniem przyjaciela.
-A jak ma być?- spytała nie wiedziała czy powiedzieć, że wierzy w niego i co roku czeka na prezent przecież mógł ją wziąć, za jakąś głupią i dziecinną.
-Czy wierzysz w świętego Mikołaja?- spytał w prost.
-Tak- odpowiedziała bała się, że ten wybuchnie nie pohamowanym śmiechem.
-Ja też- odpowiedział. Na początku myślała, że chłopak mówi to tylko dlatego, żeby ta nie czuła się głupio, ale po jakimś czasie zdała sobie sprawę, że to co powiedział to szczera prawda. Choć w sumie ona jedyna wiedziała kiedy ten kłamie. Potrafiła go zdemaskować i kilka razy się o tym przekonał.
-W końcu jesteśmy jeszcze tak jakby dziećmi- powiedziała po chwili.
-Ja nie mam zamiaru nigdy dorosnąć. Chcę być dzieckiem do końca życia. Dostawać prezenty i lizaczki od rodziców.- powiedział, krzyżując ręce na klatce piersiowej i odpychając się na krześle. Ale po chwili wybuchł śmiechem razem z towarzyszką. Wszyscy, którzy byli w kawiarence włącznie z kelnerami również się śmiali i patrzyli na chłopaka. Leon zalał się lekkim rumieńcem. Mógł się pohamować i nie rzucać takich tekstów. Ale lubił to w sobie bardzo. Niby dorosły a jedna dziecko.
-Tak to akurat pokazujesz na każdym kroku- powiedziała Francesca po tym jak przestała się śmiać z Argentyńczyka.
-Nie masz się z czego śmiać to normalne. Chłopcy dojrzewają dużo pózniej od dziewczyn- dodał z miną zbitego psa.
-Dobra nie obrażaj się- powiedziała po chwili chłopak wstał z krzesła i stanął obok niej.
-Chodz- powiedział.
-Gdzie?- spytała brunetka
-Zobaczysz- odpowiedział, dziewczyna długo się nie namyślała odstawiła pusty kubek i talerz. Założyła płaszcz, czapkę, rękawiczki i opatuliła się szalikiem. W końcu był 24 grudnia i dość wcześnie rano. A powietrze zimne i duża ilość śniegu. Szła obok chłopaka, krok w krok. Przemierzali zatłoczone ulice. Dorośli chodzili opakowani pudełkami pięknie ozdobionymi i owiniętymi w ozdobne papiery. Starsze panie siedziały na ławkach i o czymś zawzięcie dyskutowały a panowie siedzieli w ciepłych herbaciarniach i kawiarniach przy kubkach z gorącą cieczą. Tylko dzieci prawie w ogóle nie było można dojrzeć. No może wcale, gdy przechodzili obok zamkniętego już sklepiku ze słodyczami zauważyli małą słodką dziewczynkę, płakała. Postanowili do niej podejść. Leon ukucnął przed dziewczynką.
-Co się stało?- spytał z troską w głosie. A jego głos był słodki, cichy i przeszyty troską.
-Zgubiłam moją mamę- powiedziała przez łzy dziewczynka.
-Jeśli chcesz pomożemy Ci ją znalezć- zaproponowała tym razem dziewczyna. Mała dziewczynka uśmiechnęła się, w środku była szczęśliwa, że oni się zatrzymali, że podeszli. Inni ludzie przechodzili obok ale nikt nie stanął. Francesca chwytała jej zimną dłoń. Dopiero teraz zorientowała się, że dziewczynka nie ma na rękach rękawiczek. Zdjęła swoje i założyła na rączki dziewczynki. Doszli do uliczki przy której znajdował się rząd kawiarenek i sklepików. Usłyszeli głos kobiety.
-Mili, czy widzieli państwo dziewczynkę w czerwonej czapeczce?- pytała każdego przechodzącego. Dziewczynka puściła dłoń Włoszki i pobiegł w stronę kobiety.
-Mamo- krzyknęła, kobieta na widok dziewczynki uroniła łzę. Nie można powiedzieć, że się nie bała bo byłoby to kłamstwo. Była przerażona. W końcu była to jej córka. Leon i Francesca chcieli odejść ale dziewczynka im nie dała.
-Mamo to oni mnie tutaj przyprowadzili, podeszli do mnie i mi pomogli- odpowiedziała jednym tchem. Kobieta uśmiechnęła się.
-Bardzo wam dziękuje jesteście moimi świętymi mikołajami. Jak ja mam wam się odwdzięczyć?- spytała kobieta.
-Wystarczy, że spędzi pani z córką święta- powiedział Verdas. I chcieli się oddalić. Ale dziewczynka znów im nie dała. Podeszła do Francesci i chciała oddać jej własność. Dziewczyna ukucnęła.
-Kruszynko zostaw je dla siebie ja mam drugie identyczne- odpowiedziała i pożegnała się z dziewczynką.
-Jesteśmy świętymi Mikołajami- powiedział Leon
-Na to wygląda, ale pytam jeszcze raz gdzie ty mnie prowadzisz?- odpowiedziała, jego usta lekko drgnęły w uśmiechu.
-Zobaczysz, zobaczysz- odpowiedział i przyspieszył kroku. Po około pół godzinie dotarli na dużą polanę. Na której bawiły się dzieci i młodzież. Stanął naprzeciwko niej w jego oczach pojawiły się iskierki niczym małego dziecka na widok nowej zabawki.
-To co lepimy bałwana?- spytał wskazując na rządek białych panów z nosem z marchewki i guzikami z węgla.
-Przecież jeden stoi nie daleko mnie- odpowiedziała. Leon zaczął się śmiać ale po chwili zdał sobie sprawę, że dziewczyna ma na myśli jego. Z twarzy Leona zniknął szeroki uśmiech a pojawiła się udawana złość. Francesca patrzyła na chłopaka trochę zdezorientowana ale szybko kapnęła się gdzie popełniła błąd. Dopiero teraz przypomniała sobie co przed momentem powiedziała. Zaczęła biec przed siebie Leon ruszył zaraz za nią. I wszystko byłoby super gdyby nie jej gapostwo. Nie zauważyła wystającego korzenia i upadła na pierzynę ze śniegu. Leon dobiegł ją i stanął nad nią.
-No i co, teraz to ty jesteś jak bałwanek- powiedział. Dziewczynie wpadł do głowy pewien pomysł.
-Może mi pomożesz?- spytała wystawiając w stronę chłopaka rękę. Leon postanowił pomóc koleżance. Ale złapał się na żart koleżanki. Po lekkim ruchu ręki dziewczyny leżał obok niej. A ona nie mogła powstrzymać się od śmiechu.
-Co to było?- spytał podnosząc się z zimnej ziemi.
-Taki mały żarcik- odpowiedziała również podnosząc się ze śniegu.
-Był nawet śmieszny- odpowiedział
-Wiem- dodała słodko uśmiechając się.
-To co może spotkamy się w sylwestra w tej kawiarni co dziś byliśmy?- spytał
-Czemu nie panuje tam bardzo miła atmosfera- powiedziała, pożegnała się z nim i odeszła. Leon patrzył jak znika z jego pola widzenia. Lubił ją bardziej niż innych znajomych. Francesca weszła do domu swojej babci. Bardzo lubiła ten dom, panowała w nim nie bywała atmosfera. Wydawało jej się, że jej babcia jest kimś na wzór profesor McConagall z Harr'ego Pottera.
-Fran słonko pomożesz mi?- spytała starsza kobieta wychylając się z kuchni.
-Oczywiście- odpowiedziała, rozebrała się i poszła do babci.
-To w czym mam Ci pomóc. A tak a propo gdzie są rodzice ?- spytała rozglądając się po salonie.
-Poszli jeszcze na zakupy- odpowiedziała kobieta. Wręczając dziewczynie talerze. Francesca zdziwiła się po tym jak zobaczyła ilość ustawionych krzeseł i talerzy które wręczyła jej babcia.
-A czy poza mną, Tobą, tatą i mamą będzie ktoś jeszcze?- spytała
-Tak skarbie będzie dwóch dorosłych i chłopak w Twoim wieku.- odpowiedziała
-Aha- dziewczyna tylko przytaknęła kobiecie i zaczęła ustrajać stół. Bardzo lubiła to robić. Po godzinie wrócili jej rodzice z dużą ilością zakupów.
-Czy wy obkupiliście cały sklep?- spytała brunetka stając przed nimi.
-No nie- odpowiedział jej tata próbując zamknąć drzwi co mu wychodziło nieudolnie.
-Córciu nie słuchaj taty wkładał do koszyka wszystko co jest na półkach w supermarkecie.- powiedziała mama dziewczyny i poszła zanieść do kuchni zakupy. Jej tata przewrócił oczami i podążył za żoną.
-Nie myśl, że nie wiem co ty teraz robisz- krzyknęła kobieta w stronę swoje męża. Francesca wybuchnęła śmiechem a jej tata leniwie poszedł do kuchni. Około godziny 19 rozległ się dzwonek do drzwi. Francesca akurat wtedy była na górze i zakładała sukienkę, którą kupiła dzień wcześniej. Zeszła do salonu i to co tam zobaczyła ją zdziwiło przy stole siedział Leon i patrzył się w nią. Poczuła się dość dziwnie. Co najmniej dziwnie. Natomiast chłopak był zdziwiony jej widokiem, wyglądała przepięknie to mało powiedziane bosko też nie no nie było określenia. Zeszła ze schodów. Czuła, że jest jej gorąco i że ma na swoich policzkach czerwony rumieniec. Usiadła obok Leona, śmiali się, rozmawiali ze sobą. I oczywiście śpiewali kolędy. 
Postanowili iść do pokoju gościnnego, który znajdował się na strychu. Usiedli na czarnej skórzanej sofie no i praktycznie to był błąd. Bo nad nią znajdowała się jemioła. Cóż jak to jest w tradycji trzeba się pocałować. Chłopak nadstawił policzek, a dziewczyna się do niego zaczęła przybliżać. Ale planem Leona nie był tylko policzek gdy dziewczyna była blisko niego odwrócił się i pocałowali się w ogóle inaczej niż było w planie dziewczyny. Ale nie oderwała się od niego wręcz przeciwnie odwzajemniła pocałunek. Po chwili oderwali się od siebie, patrzyli się sobie prosto w oczy. Było im w swoim towarzystwie super. 
  Magia świąt daje się we znaki każdemu, kto jest skrycie zakochany. A Francesca była zakochana w Leonie, a Leon w niej. 
                                        ********************
Tadam jest one shot mam wenę ale tylko na tego bloga, następny już w przyszły weeked. 
Kto następny? Dawajcie propozycje...
Cześć do następnego

sobota, 12 października 2013

5. Naty + Federico

   Mówią, że gdy ma się dwadzieścia kilka lat to jest się już dojrzałym i potrafi się odróżnić przyjaciół od wrogów, dobro od zła, miłość od zauroczenia. Ale zawsze w życiu, każdego z nas pojawia się ktoś kto chce nas omamić, okłamać ale na naszej drodze stanie też ktoś kto będzie chciał odszukać w nas to co najlepsze. Pokochać i uszczęśliwić.
   Natalia Navarro szanowana redaktor naczelna czasopisma muzycznego. Niezależna, samotna, szczęśliwa, kochająca. Pewnego dnia wróciła wcześniej niż zwykle coś ją tknęło. Wiedziała, że z jej chłopakiem coś jest nie tak. Chodzi jakiś zamyślony, nieobecny, ignoruję ją. Wychodzi wieczorem wraca w nocy. A co robi całymi dniami dziewczyna praktycznie nie wie. Gdy weszła do domu usłyszała śmiech, stanęła w salonie a na kanapie siedział Maxi z jakąś blondynką. Spojrzał na nią zdziwiony. Jego towarzyszka była co najmniej w szoku. A Natalia sama nie była pewna tego co w tym momencie czuła. Na pewno poczuła się zdradzona i upokorzona przez osobę, którą kochała, której zaufała. Sama nie wie kiedy wybiegła. Ale po tym jak znalazła się na klatce schodowej wpadła na swojego sąsiada, kolegę z pracy Federico.
-Przepraszam- powiedziała chcąc go wyminąć. Ale chłopak jej nie dał
-Natt co Ci się stało?- spytał zdziwiony widokiem koleżanki całej zapłakanej.
-Ja... nie ... chcę o tym mówić- powiedziała bardzo szybko i nie zbyt zrozumiale. Ale chłopaka to nie obchodziło.
-Chodz do mnie, napijemy się herbaty i porozmawiamy dobrze Ci to zrobi. I nie odmawiaj- powiedział i wziął jej dłoń, bo nie był pewny czy ta pójdzie z nim. Poczuł coś dziwnego. Sam nie wiedział dlaczego, ale wtedy na to za bardzo nie zwrócił uwagi. Zaprowadził ją do swojego mieszkania naprzeciwko jej i Maxi'ego. Usiadła obok kominka, który się jeszcze tlił. Zrobił gorącą czekoladę i przyniósł dziewczynie, usiadł obok niej.
-On ma inną- powiedziała po chwili dziewczyna, cały czas patrząc ślepo w ogień, który palił się w kominku.
-Może to jego jakaś dobra znajoma- powiedział Fede chciał żeby brunetka była szczęśliwa.
-Nie to jego miłość jeszcze ze szkoły- powiedziała i znów zaczęła płakać.
-Skąd wiesz?- spytał
-Marco mi powiedział- odpowiedziała na jego pytanie. Marco był razem z nimi redaktorem w gazecie "Ven y Canta" mogli na niego liczyć. A razem z nim Nata chodziła do studio.
-Ale przecież to nie koniec świata.- powiedział Federico, ale po chwili zdał sobie sprawę, że mógł inaczej dobrać słowa.
-Ja go kocham- odpowiedziała chcąc wstać z podłogi, ale znów Federico ją zatrzymał.
-Ja wiem nie chciałem, żeby to tak zabrzmiało- powiedział. Dziewczyna znów usiadła na wcześniejsze miejsce.
-Myślałam, że on mnie też kocha, ale chyba to był błąd- powiedziała i uroniła łzę.
-Ej Nat nie możesz się użalać nad tym co było. Nie możesz się załamywać. Musisz być dzielna.-odpowiedział ocierając jej policzki.
-On mnie okłamywał, on mnie omamił, i zdradził- powiedziała i wtuliła się w niego. Nie wiedziała dlaczego ale w jego ramionach czuła się bardzo dobrze.
-Jeśli chcesz możesz u mnie nocować. Mam wolny pokój bo często tu nocuje Marco.- odpowiedział uśmiechając się do dziewczyny.
-A nie byłby to dla ciebie kłopot?- spytała
-Nie będzie- odpowiedział
-Dziękuje- powiedziała i skierowała się do pokoju. Po kilkunastu minutach bezczynnego leżenia usnęła.
Obudziły ją promienie słońca, które wpadały do pokoju przez niezasłonięte do końca okno. Spało jej się bardzo dobrze, zapomniała o wydarzeniu wczorajszego dnia. O Maxim o tej dziewczynie. Ubrała się i wyszła z pokoju. Fede siedział przy stole i jadł śniadanie. Podeszła do niego od tyłu i po cichu.
-Hej- powiedziała a Włoch drgnął lekko na krześle.
-Cześć jak się spało?- spytał
-Dobrze a Tobie?- spytała
-Też- odpowiedział, brunetka usiadła po drugiej stronie towarzysza i nałożyła sobie sałatkę i nalała sobie kawy. Tego dnia mieli wolne. W końcu była sobota.
-To co będziemy robić?- spytał
-Nie chcę Ci zawracać głowy. Wrócę do mieszkania po swoje rzeczy i wyprowadzę się do rodziców- odpowiedziała
-Wiesz jeśli chcesz to mogę iść z Tobą- powiedział z troską w głosie
-A mógłbyś?- spytała dość nie pewnie
-No jasne- odpowiedział i razem poszli do jej mieszkania. Gdy weszli do mieszkania w salonie spał Maxi. Natalia celowo trzasnęła drzwiami chłopak zerwał się z łóżka.
-Naty ja Cię kocham najbardziej, najmocniej na świecie- powiedział
-Nie wierzę Ci- powiedziała i nie patrząc na chłopaka udała się do swojego pokoju, spakowała walizkę i pudełko z dokumentami.
-Naty wybacz mi ja nie chciałem to nie tak- powiedział, chciał, żeby mu uwierzyła.
-Nie nie wybaczę Ci dobrze wiem, że to ją kochałeś, kochasz i będziesz kochał. Ja byłam tylko rozrywką, chwilową zabawką, uwierzyłam Ci i to był błąd. Dałam się nabrać. Popełniłam błąd.- odpowiedziała chciała wyjść ale chwycił ją za nadgarstek tak mocno, że karton, który trzymała w dłoni wypadł jej a zawartość jego rozsypała się po podłodze pomieszczenia. Ból przeszył ją od góry do dołu. Federico usłyszał pisk i postanowił wejść do środka. To co zobaczył go zaszokowało i zdziwiło. Maxi ściskał Natalię za nadgarstek i całował. Był przekonany, że dziewczyna od niego odejdzie ale się przeliczył. Wyszedł z mieszkania i poszedł na miasto. Wcześniej zadzwonił do swojego brata. Umówili się w knajpie prowadzonej przez jego dziewczynę. Wszedł i usiadł za barem.
-Hej- odpowiedział
-Siema co jest?- spytał Marco
-Nic- odpowiedział
-A co tam u Naty. Jak się czuje po tamtym?- spytał
-Wróciła do Maxi'ego- odpowiedział Pasquarelli
-Zwariowała- Marco nie wierzył w to co mówi mu jego brat.
-Najwyrazniej- powiedział, ściszając ton głosu. Marco spojrzał na niego.
-Fede czy wszystko OK?- spytał
-Tak. Raczej- powiedział niepewnie, wolno.
-Czy ty aby nie zakochałeś się w Navarro?- spytał
-Teraz już wiem, że tak.- odpowiedział
-To o nią walcz a nie siedzisz tu i się użalasz nad sobą- powiedział
-Chyba coś jest z Tobą nie tak, ona nadal kocha jego. Ja jestem dla niej tylko znajomym nikim innym- odpowiedział.
-Jeśli nie spróbujesz to się nie przekonasz- powiedział. Jego brat zawsze uważał wszystko za łatwe, każdy o tym wiedział. Federico według niego był tchórzem. Niczego nie potrafił zrobić sam. Ale kochał go w końcu był i jest jego bratem. Chłopak wyszedł bez słowa. Udał się w kierunku swojego bloku, jedyne czego tego dnia chciał to upicie się i sen. Ale co on właściwie sobie myślał, że dziewczyna, która jest ideałem pokocha go, zakocha się w nim. Teraz dopiero dotarł do niego sens słów jego dziadka "Bo jeśli chcesz być szczęśliwy musisz się wspinać, pomimo wszystkich przeciwności losu nie możesz się poddawać. Musisz być sobą, ale musisz też wierzyć w magię. Bo po chwili wszystko może ulec zmianie." Zaczął rozumieć dopiero pierwsze zdanie, ale drugie jeszcze do niego nie dotarło. Gdy wszedł do swojego mieszkania, rzucił klucze na szafkę, która stała obok drzwi. Kurtkę powiesił niechlujnie na wieszaku. A sam położył się na sofie, która znajdowała się na środku małego, ale przytulnego pokoiku. Gapił się w sufit jakby chciał w nim znalezć odpowiedz na swoje życie. Usnął, ale nic ciekawego mu się tej nocy nie śniło. Natomiast Natalia tej nocy nie mogła usnąć. Nie wiedziała czemu poddała się Maxi'emu przecież chłopak jej tak naprawdę nie kocha. Zaraz po tym jak Federico wyszedł. On wziął swoją walizkę i wyszedł. Cały czas ma przed oczami tą scenę. Po tym jak weszła do mieszkania, wzięła walizkę i karton, chciała wyjść, on ścisnął ją za nadgarstek tak mocno, że z bólu pisnęła dość głośno, wtedy wszedł Federico. Maxi go zauważył i pocałował ją chciała mu się wyrwać ale on jej nie dał. Widziała go ukradkiem jak na jego twarzy pokazuje się prosta kreska a on wychodzi. Potem Maxi odepchnął ją od siebie, uśmiechnął się szyderczo. Wziął swoją walizkę
-Jesteś naiwna. Wierzysz w każdą bajkę- powiedział i wyszedł a ona osunęła się po ścianie i schowała twarz w dłoniach. Sama nie wiedziała dlaczego jest taka głupia. Wierzy komuś, choć coś nie daje jej pewności, że to ten jedyny. Siedziała na parapecie z którego widok miała na przepiękną panoramę Buenos Aires. Na szybie pojawiły się krople padającego deszczu. Dmuchnęła na szybę i napisała na niej takie zdanie: "Bo miłość czasami znajduje się za ścianą." Nie wiedziała skąd jej to wpadło do głowy. Niczego nie była pewna. Chciała teraz komuś się wygadać. Nie miała tu nikogo. Rodzice w Rosario, siostra Lena w Paryżu a przyjaciółki wyjechały do Hiszpanii. Została zupełnie sama. Zasnęła oparta o zimną i mokrą szybę.
Obudził się słysząc szum padającego za oknem deszczu. Nie cierpiał takiej pogody. Bardzo powoli zwlekł się z łóżka i poszedł do kuchni, aby zrobić sobie kawę. Poszedł się ubrać. Chociaż w sumie mógł leżeć przez cały dzień. Była Niedziela, miał wolne. Ale był sam. Ubrał się tak jak zawsze ale trochę inaczej. Tylko osoby spostrzegawcze potrafiłyby zauważyć taki szczegół jak zmiana uczesania włosów. Wyszedł z domu, chciał odetchnąć świeżym i wilgotnym powietrzem. Wybrał las oddalony kilkanaście metrów od jego domu. Ale nie tylko on miał taki pomysł. Natalia również postanowiła się przejść i tak jak on wybrała las. Nie wiedziała dlaczego. Po prostu tak najzwyczajniej. Przeszła przez las i usiadła na małej polance. Zamknęła oczy. Federico też poszedł na tą samą polankę. Zobaczył ją i chciał się wrócić ale coś go podkusiło, coś go tknęło. Choć tego nie chciał poszedł do niej stanął obok.
-Czemu siedzisz tu sama bez swojego chłopaka?- spytał trochę zły.
-Nie mam chłopaka.- powiedziała po chwili.
-A Maxi?- spytał. Na twarzy Natalii nie pojawił się uśmiech, ale mina obojętności.
-Byłam tylko jego zabawką, sam to przyznał wczoraj wieczorem i się wyprowadził do niej- odpowiedziała ze złością albo czymś czego nie można określić. Federico poczuł jakąś pewność siebie. Ale ciągle nie był pewny czy odezwać się czy być cicho.
-A czy jesteś dziś... Czy masz jakieś plany?- spytał nieśmiało, niepewnie.
-Właściwie to nie- odpowiedziała
-To może pójdziemy do kina i na lody?- spytał
-W sumie czemu nie- odpowiedziała
-To co siedzimy jeszcze chwilę?- spytał Federico
-Tak- odpowiedziała. Dziewczyna odwróciła się w jego stronę on zrobił to dokładnie w tym samym czasie. Patrzyli sobie w oczy. Obydwoje widzieli w nich jakąś głębie, szczerość, troskę, dobro. Znali się już jakiś czas i mogli do siebie przyjść z każdym problemem. Mimowolnie zaczął przybliżać się do jej uśmiechniętej twarzy. Był blisko niej otworzyła usta, żeby coś powiedzieć. Ale on położył na jej wargach palec
-Ja wiem, że możesz mnie za to znienawidzić. Ale ...- nic już nie powiedział. Jedną ręką przybliżył jej podbródek do swojego i pocałował ją. Po jakimś czasie oderwali się od siebie. Był przygotowany na to, że brunetka go spoliczkuje, ale ta tylko się szeroko uśmiechnęła i przytuliła się do niego.
  Wszystko co kończy się happy endem piszę się smutkiem, żalem. A żeby przejrzeć na oczy potrzebne jest rozczarowanie. A co do Federico i Natalii to są szczęśliwi i mają małą córeczkę Lunę.
                            ************************
I jak się podoba Fede i Naty?  W Argentynie zakończył się drugi sezon Violetty. Oczywiście NAXI, MARCESCA i BROMI kocham te pary. Piszcie kogo chcecie następnie.
Może napiszę coś jeszcze jutro. Ale nie jestem pewna.

sobota, 5 października 2013

4. Tomaletta

Popołudnie pewnego dnia, pewnego miesiąca i pewnego roku. Kiedy dokładnie to się działo nie wiem. Gdzie to się działo nie pamiętam, ale bardzo dobrze pamiętam bohaterów mojej opowieści Hiszpan Tomas Heredia i Argentynka Violetta Castillo. Nie znający się młodzi ludzie. A jednak mający ze sobą mnóstwo wspólnego. Wracając do opowieści.
    Szatynka o niebieskich i pełnych dobroci oczach niosła w ręku świeżo zerwane kwiaty z ogrodu pewnej starszej pani, która nie miała właściwie nikogo. Przypominała jej babcię. A kwiaty mamę. Został jej tylko tata. Pan Castillo nadopiekuńczy i pracowity mężczyzny. Praktycznie wcale nie jest obecny w swojej wielkiej willi. Jej rodziną są jej guwernantka Angie, gosposia Olga i doradca taty Romallo. Często czuje się samotna. Jej jedyną przyjaciółką jest muzyka. Jest jej pasją, jej życiem, jej mottem.
    Brunet o równie niebieskich oczach szedł wąską uliczką niosąc w ręku pięknie zapakowany prezent. Jego jedyna siostra miała trzecie urodziny. Tomas nie miał ani mamy ani taty, zginęli w wypadku dwa lata temu została mu tylko mała Emma i oczywiście babcia, która go przez te dwa lata pielęgnowała go i kochała.
    Szli obydwoje zamyśleni, nie patrzyli przed siebie. Poczuli jak zderzają się z kimś i wtedy prezent Tomasa wylądował na ziemi a kwiaty gdzieś na trawniku. Chłopak szybko wstał z ziemi i podbiegł do niej.
-Przepraszam. Nic Ci nie jest?- spytał podając jej dłoń, po czym uśmiechnął się. A jego uśmiech był szczery, taki prawdziwy.
-Nie. Nic mi się nie stało- powiedziała chwytając dłoń chłopaka.
-Naprawdę Cię przepraszam. Jestem niezdarny- powiedział i jeszcze szerzej się uśmiechnął
-Nie jesteś to ja zamyśliłam się i Cię nie zauważyłam- powiedziała spuszczając głowę. Zawstydziła się i to bardzo.
-Jasne. Nic mi się nie stało- powiedział i zaczął rozglądać się dookoła szukając wzrokiem czegoś.
-Czy coś się stało?- spytała
-Właściwie to tak. Miałem prezent dla siostrzyczki ale mi upadł i się stłukł- powiedział z żalem w głosie.
-Przykro mi. Może Ci się jakoś zrewanżuje- powiedziała i wyjęła z kieszeni telefon. Napisała coś na nim i znów schowała do kieszeni.
-Chodz- powiedziała chwytając jego i dłoń i prowadząc go w kierunku swojego domu.
-Olga jestem- powiedziała wchodząc do środka
-Dobrze obiad będzie za godzinę- odpowiedziała jej kobieta w średnim wieku sprzątająca salon
-My idziemy do mojego pokoju- powiedziała szatynka i po chwili obydwoje byli w miejscu, o którym wcześniej była mowa.
    Pokój dziewczyny był w kolorach tęczy. Wyglądał jakby mieszkała w nim mała dziewczynka.
-Wiem trochę dziecinny, ale ostatnim razem gdy tu mieszkałam miałam 6 lat.- powiedziała, uprzedzając pytanie chłopaka. Violetta stanęła przed niską szafką i wyciągnęła z niej małe różowe pudełeczko.
-Co to?- spytał chłopak patrząc na dziewczynę
-Dostałam to na trzecie urodziny od mamy, a taką samą od taty na piąte. Więc jedną mogę podarować twojej siostrzyczce- odpowiedziała podając pudełko chłopakowi. Był ciekawy co jest w środku, ale głupio mu było otworzyć.
-A co jest w środku jeśli można spytać- powiedział, bardzo powoli i niepewnie.
-To samo co stoi na szafce nocnej- powiedziała wskazując ręką na małą różowo, czerwoną pozytywkę.
-Jest piękna- powiedział a na jego twarzy znów pojawił się szeroki uśmiech.
-Mam nadzieje, że spodoba się Twojej siostrzyczce- powiedziała
-To może pójdziesz, ze mną. Emma zawsze chciała poznać jakąś dziewczynę, która lubi to co ona. A ty jesteś do niej podobna.- powiedział. Violetta za bardzo nie wiedziała co ma odpowiedzieć chłopakowi. Poznała go kilka godzin temu. Ale chciała się coś więcej o nim dowiedzieć. Nie miała tu przyjaciół.
-Dobrze- powiedziała i po chwili byli już poza posesją Castillo.
-Tomas a czy ona mnie naprawdę polubi?- spytała
-Na pewno- powiedział uśmiechając się do niej
-Poczekaj tu chwilę- powiedziała i wbiegła do małe kwiaciarni i po chwili wróciła z kilkoma pięknymi kwiatami.
-A to dla kogo?- spytał
-Dla Twojej babci- powiedziała. Tomas znów się uśmiechnął. Doszli do małego domku na skraju miasta. Mały ogródek był obrośnięty różami.
  Weszli po cichu do domu chłopaka. I już w progu natknęli się na małą dziewczynkę.
-Tomias ktio tio- powiedziała
-To Violetta moja koleżanka- powiedział. Na co brunetka dokładnie przyjrzała się towarzyszce swojego brata. I po chwili złapała ją za nadgarstek i wciągnęła do pokoju. Violetta była zdziwiona reakcją dziewczynki ale nie protestowała.
    Kilka dni pózniej Violetta przechadzała się parkiem no i na jej nieszczęście zagrzmiało a z nieba lunął deszcz. Nastolatka chcąc schować się przed deszczem zaczęła biec. Wbiegła w kałużę i poślizgnęła się na błocie, gdy była przekonana, że spadnie na mokrą ziemię. Wpadła w ramiona Tomasa. Który pojawił się praktycznie z nikąd. Ale była mu wdzięczna. Patrzyła w jego piękne oczy a on w jej. Nie liczył się padający, ulewny i zimny deszcz. Grzmoty i błyskawice. Tomas pochylił się nad nią i ją pocałował. Dziewczyna odwzajemniła gest chłopaka.
           Na zakończenie i żyli długo i szczęśliwie.
          *******************************************************
Jest one shot Tomas i Violetta. Następny Naty i Fede.
Widzę, że wpadacie, ale pomimo wszystko komentujcie.