Ile was tu było:

wtorek, 5 sierpnia 2014

18. "Kołysanka"

Tytuł: "Kołysanka"
Paring:  Leomiła oraz Leonetta, Fedemiła, Diecesca, Naxi i Fedetta w tle.

So just give it one more try to a lullaby. And turn this up on the radio. If you can hear me now I'm reaching out. To let you know that's you're not alone. And you can't tell I'm scared as hell. Cause I can't get you on the telephone. So just close your eyes, well honey here comes a lullaby.



Blondynka stała na przeciwko swojego chłopaka ze łzami w oczach. Została przez niego perfidnie oszukana, zdradzona, potraktowana jak ścierka do podłogi. Nigdy nie czuła się tak źle, nigdy nikt tak z nią nie postąpił. Miała swoją godność, honor i wiedziała jedno już nigdy nikomu nie zaufa. Tyle lat myślała, że jest szczęśliwa, że w końcu znalazła miłość. Myliła się tak bardzo się myliła. Wyminęła Włocha i udała się do swojej sypialni. Wyjęła z szafy walizkę i wrzuciła do niej wszystkie swoje ubrania i rzeczy osobiste. Wycierała przelotnie mokre od łez policzki. Serce podpowiadało jej  'skończ to i bądź wolna'. Wiedziała, że tym razem nie może mu wybaczyć, to było jak dla niej za wiele. Zdecydowanie za dużo jak na jej nerwy. Zasunęła niebieską walizkę, zarzuciła na ramię dużą zieloną torbę i wróciła do stojącego w salonie Federico. 
-Życzę ci szczęścia. - odpowiedziała uśmiechając się do niego ironicznie. Wyminęła go i opuściła ich wspólne mieszkanie trzaskając drzwiami. Nie myślała nad tym co będzie dalej, w tamtym momencie nie liczyło się zupełnie nic. Chciała uciec i nigdy nie dowiedzieć się dlaczego to zrobił. Najgorsze w tym wszystkim było to, że znała tą dziewczynę. Kiedyś uważała ją za przyjaciółkę. Pomyliła się jak nigdy wcześniej. Rozejrzała się po pustej już ulicy i bez żadnego entuzjazmu udała się w kierunku miasta. Mijała spacerujących w świetle księżyca zakochanych odwracając wzrok w zupełnie inną stronę. Była szczęśliwa nie wiedziała jednak, że jej szczęście było ułudne. Nie zdawała sobie sprawy, że jej szczęście było domkiem z kart zbudowanym na śliskiej nawierzchni. Jeden fałszywy ruch i po marzeniach z nim związanych. Zatrzymała się przy małej fontannie znajdującej się w samym centrum miasta. Na jednej z ławek siedział przygaszony blondyn. Tak dobrze jej znany, wiedziała że coś jest nie tak. W końcu został zdradzony tak jak ona. Zauważył ją, nie chciała tego. Wolała uciec ale nie wiedział już tak właściwie dokąd miałaby odbiec. 
-Ludmiła! - krzyknął podbiegając do niej i stając na przeciwko niej. Dowiedział się kilka godzin wcześniej, że jego dziewczyna prowadziła drugie życie i to z chłopakiem blondynki. Chciał jej jakoś pomóc ale również i on szukał pomocy. Wiedział, że tylko ona go zrozumie. Nie chciała aby widział jej łzy, nie chciała aby zobaczył że cierpi. Stanął na przeciwko niej patrząc prosto w jej mokre od łez oczy. Wiedział, że potrzebuje oparcia, pomocnej dłoni. Był w identycznej sytuacji co ona. 
-Przykro mi. - wyszeptała spuszczając głowę i uważnie oglądając czubki swoich botków. Było jej wstyd, bała się jego reakcji. Ale przecież nie była niczemu winna. To nie ona go zdradziła, ani on nie zdradził jej. Zdradzono ich, dając szansę na jeszcze jeden, kolejny już start. Poczuł na swoich ramionach krople deszczu. Spojrzał na ciemne a wręcz czarne już niebo. Zrobił krok w przód i delikatnie uniósł podbródek dziewczyny tak aby patrzyła prosto w jego oczy.
-Ty nie masz za co. To nie twoja wina. Nie wiedzieliśmy nic o ich drugim ja. Więc nie powinniśmy mieć wyrzutów sumienia. - powiedział cały czas nie spuszczając wzroku z bladej twarzy blondynki. Nie zastanawiała się ani sekundy wtuliła się w niego. Blondyn był w tamtym momencie jedynym, który mógł ją zrozumieć. Potrzebowała pomocy on ją zaoferował. Znów z jej oczu popłynęły łzy, potrzebowała oczyszczenia jak nigdy wcześniej. Jeszcze zwiększający swoje natężenie deszcz dodawał jej otuchy. Odsunęła się od niego w duszy przeklinając się za taki gest. Mimo wszystko kiedyś jednak go kochała. A może nigdy nie przestała go kochać?  Sięgnął po jej niebieską walizkę i przyciągnął ją do siebie. Wiedział, że dziewczyna nie ma się gdzie podziać. A jego mieszkanie było za duże dla jednej osoby. 
-Co robisz? - spytała zdziwiona. On stanął obok niej i objął ją ramieniem. 
-Oferuję ci pomoc i nie uznaję odmowy. - odpowiedział nieznacznie się do niej uśmiechając. Wiedziała, że z nim nie wygra. Zawsze nie odpuszczał gdy chodziło o problemy. Zawsze służył pomocą i to się nie zmieniło. Prowadził ją jak małą dziewczynkę przez tłoczne uliczki Buenos Aires. Czuła się jak uzależniona od niego, nie była w stanie puścić jego mocnego uścisku. Wiedziała, że będzie oznaczało to jej ostateczny upadek. Tylko on utrzymywał ją nad przepaścią i nie pozwolił zrobić kroku w otchłań. Chciała aby to wszystko było tylko strasznym snem z którego można się obudzić. Niestety z każdą kolejną minutą wszystko obracało się w rzeczywistość, której tak bardzo chciała się pozbyć. Skręcił w wąską ale długą uliczkę przy której stało wiele jednorodzinnych domków. Wiedziała, że sport który uprawiał przynosił same zyski, zazdrościła mu. Z drugiej strony oglądając wyścigi modliła się aby nic mu się nie stało. W końcu był jej kiedyś bliższy niż Federico. 
-Śmiało. - powiedział otwierając drzwi od pięknego kremowego domu. Blondynka nie pewnie przekroczyła próg uważnie rozglądając się po nim. W prawie wszystkich pomieszczeniach panował porządek. Jedynie sypialnia wyglądała jak po przejściu tornada. Wiedziała dlaczego, Violetta wyprowadziła się do niego. Do jej Federico. Na wspomnienie o niewiernym Włochu tym razem nic nie poczuła. Nie wiedziała dlaczego? Zdjęła mokry płaszcz i odwiesiła go na jeden z kilku zupełnie pustych wieszaków. Przejrzała się w stojącym w holu lustrze. Wyglądała zupełnie inaczej niż jeszcze rano. Wygląd odzwierciedlał to wszystko co przeżyła. Rozmazany tusz dawał do zrozumienia, że płakała. Brak uśmiechu mówił, że została zraniona. Zakrwawiona ręka, zdążyła zapomnieć o stłuczonym wazonie gdy zobaczyła zdjęcia w jego komórce. Dostała trzeciego kopa od życia. Wzięła głęboki oddech, poprawiła rękaw pasiastej koszuli zasłaniając ranę i udała się do dużego i przestronnego salonu. Wyglądał tak idealnie, tak jak w jej snach, identycznie jak w jej marzeniach. Zazdrościła tego Leonowi jak nigdy. Miał chociaż to, ona nie miała już zupełnie nic. Jedynie kawałki swojego złamanego serca, którego nie była w stanie poukładać. Nie wiedziała jak przejść kolejny level w chorej i dennej grze jaką jest życie. Liczyła na jakiś przypadek, cokolwiek co wskaże jej dalszą drogę. Chciała stanąć twarzą w twarz ze swoim losem i coś w nim zmienić. Jednak nie wiedziała co. Usiadła na białej, skórzanej kanapie znajdującej się w centralnej części pokoju. Nie pewnie wodziła po pomieszczeniu wzrokiem. Czuła się jak intruz, choć tak właściwie nim nie była. Przyjęła jedynie zaproszenie. 
-Napijesz się ? - spytał wchodzący do pomieszczenia blondyn. Niósł w ręku butelkę czerwonego wina i dwa kryształowe kieliszki. Dziewczyna pokiwała pozytywnie głową i lekko się do niego uśmiechnęła. Nie piła alkoholu ale tym razem było zupełnie inaczej. Chciała zatopić w nim wszystkie swoje smutki. To było to czego pragnęła. Leon postawił na kryształowym stoliku kieliszki i zapełnił je czerwoną cieczą. Czuł się identycznie jak jego towarzyszka. Myślał, że jest najszczęśliwszym mężczyzną na świecie. Myślał, że Violetta jest tą jedyną. Pomylił się najbardziej jak tylko mógł. Tak długi czas żył w kłamstwie. Okłamywano go i sam się okłamywał. Łudził się, że żyje w świecie zbudowanym na zaufaniu i prawdziwym uczuciu. Było zupełnie inaczej. Zamoczył wargi w alkoholu. Tak dawno już tego nie robił, praca mu na to nie pozwalała. O ile wyścigi motocrossowe można nazwać pracą? Nie chodziło mu o pieniądze których i tak miał dużo. W tym wszystkim chodziło jedynie o adrenalinę i ryzyko. Tylko o to. Blondynkę uderzyła woń alkoholu, która drapieżnie dostawała się do jej nozdrzy. Zawsze odpychał ją ten zapach, ale nie tym razem. Tym razem było zupełnie inaczej. Tym razem pragnęła wąchać ten zapach jak najdłużej. Poddać się jego wpływowi w stu procentach. Znała ludzi, którzy w ten sposób próbują podnieść się po porażce w ostateczności upadają jeszcze niżej niż byli. Teraz nie miało to dla niej żadnego znaczenia, mogło nawet zerwać się niebo. Nie obchodziło ją to, miała wszystko gdzieś. Chciała zapomnieć, zacząć wszystko jeszcze raz. Znów zapomnieć. Milczeli. Słowa były tylko pustymi obietnicami wymyślonymi przez nieznanych im ludzi. Gesty prostymi znakami, w których inni doszukują się podtekstów. Spojrzenia nie znaczyły zupełnie nic. Głucha cisza była jedyną, którą mogli znieść. Byli na samym dnie i wiedzieli, że nic się na razie nie zmieni. Pewna granica między nimi zaczęła pękać. Kiedyś nie było żadnej bariery, potrafili milczeć i rozumieli się bez słów. Teraz można by zawahać się w tym stwierdzeniu. Odstawił pusty kieliszek na stolik i usiadł opierając głowę o oparcie sofy. W białym suficie chciał znaleźć odpowiedz na nurtujące go pytanie 'Co dalej?' Blondynka przyglądała mu się bardzo uważnie. Wiedziała, że kochał szatynkę bardzo i wiedziała, że został przez nią zraniony najmocniej na świecie. Trzymał się ostatniej deski na topiącym się statku. Chciała mu pomóc tylko nie wiedziała jak mogła to zrobić. Podciągnęła kolana pod brodę i patrzyła tępo w wygasający w kominku ogień. Czuła się tak jak on, bała się co będzie gdy zgaśnie. Czy znajdzie kogoś kto odważy się zapalić go na nowo? Czy znajdzie kogoś kto nie pozwoli jej zgasnąć? Poczuła na swoim ramieniu dłoń, odwróciła się w kierunku siedzącego obok niej Verdasa. Chłopak patrzył w tym samym kierunku co ona chwilę wcześniej. 
-Damy radę. - powiedział puszczając jej oczko. Wydało jej się, że zna wszystkie jej myśli. Ale wiedziała, że to jedynie jej wyobrażenia. Nie wiedziała kiedy usnęła kołysana przez niego w rytm nie słyszalnej dla nikogo kołysanki. 
Obudziły ją promienia słońca wpadające do małego pokoju przez odsłonięte żaluzję. Podniosła się z łóżka, uważnie oglądając pomieszczenie w jakim się znalazła. Nie wiedząc skąd i jak? Dopiero po chwili przypomniało jej się wszystko co miało miejsce dzień wcześniej. Na samo wspomnienie o tajemnicy, która ujrzała światło dzienne łzy zaczęły wpływać do jej oczu. Nie chciała płakać, ale to było silniejsze od niej. 
*
Natalia razem z Francescą siedziały w salonie domu, w którym mieszkały. Nie mogły uwierzyć w to co widziały zeszłego wieczora. Federico i Violetta to nie mieściło się w ich głowach. Nie wiedziały jak czuła się Ludmiła i Leon, wiedziały tylko, że dowiedzieli się o wszystkim. Siedziały jak na szpilkach czekając na powrót ich drugich połówek z delegacji. Usłyszały przekręcający się w drzwiach klucz i szybko pobiegły do holu, w którym stali rozbawieni czymś Maximilian Ponte i Diego Hernandez. Widząc smutne miny swoich partnerek stanęli jak wryci. Dwa tygodnie byli poza granicami Argentyny nie wiedzieli zupełnie nic co stało się w życiu ich przyjaciela i przyjaciółki. Czekali tylko na to co im powiedzą? 
-Federico i Violetta mają ze sobą romans. - powiedziała niższa z dziewczyn. Diego na jej słowa zrzucił trzymaną w lewej ręce aktówkę. Wiedział już dawno, że coś z nimi jest nie tak. Ale nigdy nie szpiegował ich. Współczuł przyjacielowi i przyjaciółce. Ale nie wiedział jak miałby im pomóc. Żadne z nich nie wiedziało.
*
Blondynka stawiała cicho kroki po drewnianych kręconych schodach. Nie chciała obudzić zapewne śpiącego cały czas blondyna. Nie myliła się, chłopak spał na kanapie w salonie obok niego leżało kilka pustych butelek alkoholu. Do Ludmiły dotarło, że gdy ona usnęła, on tak naprawdę zatracił się w piciu alkoholu. Dziewczyna chwyciła leżący na komodzie koc i delikatnie przykryła nim chłopaka. Po czym zaczęła zbierać puste butelki po wódce i winie. Cierpiał tego była pewna. Ona również cierpiała. Najgorsze w tym było to, że zdradzili ich prowadząc drugie życie. Zupełnie inne, łatwiejsze, przyjemniejsze bez zobowiązań. Chwyciła brązową butelkę w prawą dłoń niestety przedmiot upadł, roztrzaskując się na tysiące mały kawałeczków. Spojrzała na swoją dłoń, bolała jak nigdy. Leon wyskoczył z łóżka i stanął obok rozpłakanej dziewczyny. Przytulił ją do siebie pomagając podnieść się z podłogi. Nie patrzył na rozbite szkło to dla niego się nie liczyło. Liczyła się jedynie przestraszona blondynka. Jego pierwsza miłość. Była z nim tyle lat i tak bardzo dobrze go znała. 
-Ludmiła, spójrz na mnie. - powiedział pochylając się nad nią. - Życie nie kończy się na Federico czy Violettcie. Najwyraźniej nie byli nam pisani. Zobaczysz jeszcze kiedyś znajdziesz swoją prawdziwą drugą połówkę. - mówił ocierając z jej policzków, płynące bez końca łzy. Nie chciał aby płakała, nie chciał aby cierpiała. Wczorajszej nocy zdał sobie sprawę, że życie nie kończy się na Castillo. Chciał aby to samo dotarło do dziewczyny. Wiedział również, że ona była zakochana we Włochu po uszy i nie tak łatwo było jej pozbyć się wszystkiego co dotąd przeżyła. 
-Wiem, ale boję się że nie znajdzie się nikt kto pomoże mi o nim zapomnieć. Boję się tylko tego, że będę sama. - powiedziała wtulając się w jego silne, męskie ramiona. Potrzebowała tego jak nigdy wcześniej. 
-Ja ci pomogę. W końcu znam cię najlepiej. - wyszeptał do jej ucha głaskając przy tym jej blond włosy. Dziękowała mu za to wgłębi siebie, ale nie umiała mu tego w tamtym momencie powiedzieć. Za bardzo to ją bolało. Odsunęła się od niego z lekkim uśmiechem na twarzy. Spojrzała głęboko w jego pełne troski oczy. Chciała mu się odwdzięczyć za pomocną dłoń jaką ku niej wyciągnął. 
-Dziękuję. - szepnęła wycierając ostatnią, samotną łzę. On tylko uśmiechnął się szeroko i puścił jej oczko. 
*
Stali przed drzwiami domu Verdasa. Chcieli dowiedzieć się jak chłopak trzyma się po tym co go spotkało. Szukali przyjaciółki ale nie mogli nigdzie jej znaleźć. Diego zadzwonił dzwonkiem i po chwili drzwi otworzyły się a stał w nich właściciel domu z fartuchem zawiązanym na biodrach. 
-Cześć chcieliśmy się spytać jak się masz. - powiedział drugi z mężczyzn.
-Wiecie? - spytał nie pewnym głosem.
-Tak. - odpowiedziała mu Francesca a Natalia jedynie pokiwała głową na potwierdzenie jej słów. 
-Wejdźcie. - powiedział otwierając szerzej duże, brązowe drzwi. Przyjaciele weszli do salonu w którym nad rozbitą butelką pochylała się tak dobrze znana im blondynka. Dziewczyna której szukali.
-Ludmi! - krzyknęły dziewczyny podbiegając do zdziwionej ich widokiem Ferro. Przytuliły ją najmocniej jak tylko potrafiły, szepcząc do ucha słowa otuchy. 
-Jak ona to znosi? - spytał najciszej jak tylko potrafił Hernandez. 
-Tak jak ja. - odpowiedział mu blondyn. -Coraz lepiej. A dzięki wam otrząśniemy się jeszcze szybciej. - powiedział znikając w kuchni. Zawsze gdy miał wszystkiego dość oddawał się gotowaniu. Zagłuszało to jego wewnętrzny głos. Zmieniało złość w nie opisane uczucie. Blondynka cieszyła się, że ma przy sobie wiernych przyjaciół. Tak bardzo prawdziwych i szczęśliwych. Natalie i Maxiego, Francesce, Diego i ich przyszłe dziecko. To było dla niej dodatkową otuchą. Przejście przez ten koszmar dzięki nim wydawało się być łatwiejsze. 


Well everybody's hit the bottom. And everybody's been forgotten. When everybody's tired of being alone. Everybody's been abandoned. So if you're out there barely hanging on...

Miesiąc później.


Wszystko co złe i koszmarne w jej życiu powoli zaczynało uciekać. Z podporą przyjaciół i Leona zaczynała na nowo stawiać pierwsze kroki w odmienionym życiu. Leon również zaczynał stabilizować swoje dotychczasowe, błędne uczucia i odczucia. Jego podporą była szczególnie Ludmiła. Na nowo zaczęli się poznawać, zaprzyjaźniać i odnawiać stracone więzi. Sytuacja, która ich dotknęła była zarówno negatywna jak i pozytywna. Zostali zdradzeni ale również mieli okazję się znów wspierać. Stać się znów tymi samymi ludźmi co w młodości. 
Ludmiła krążyła po salonie z telefonem komórkowym w ręku. W telewizji podawali straszne wieści na temat wypadku na wyścigu motocrossowym. Bała się o swojego przyjaciela. Leon był ryzykantem i bardzo dobrze o tym wiedziała. Niby nic nowego jednak marzyła aby nie chodziło o niego. Usłyszała w radiu tak bardzo dobrze znaną jej melodię jeszcze z czasów nastoletnich. Bez silnie usiadła na brązowej, drewnianej podłodze patrząc ostatni raz na wyświetlacz telefonu. Żadnej wiadomości od Leona. Bała się o niego jak nigdy wcześniej o nikogo. Pod głosiła mocną rockową melodię i położyła się na podłodze. Przymknęła lekko powieki i wzięła głęboki oddech. Wiedział, że nie zniesie jeśli chłopakowi coś się stanie. Był dla niej ważny, jeśli nie najważniejszy. Miała tylko jego, ostatnią nadzieję w ciemności. Tylko on był w stanie podnieść ją po upadku. Był jej aniołem stróżem. Nie zniosłaby jego straty. Bała się bo nie odbierał telefonu. Każda próba kończyła się fiaskiem. Jedynie piosenka dodawała jej otuchy. Kołysanka, która odpędzała od niej straszne myśli. 
Blondyn opuścił miejski szpital z kilkoma szwami na czole. W momencie, w którym upadał z rozpędzonego motoru zdał sobie sprawę co tak właściwie czuję. Nie mógłby odejść z własnej głupoty. Wszyscy mówili mu aby z tym skończył bo życie nie jest po to aby je stracić tak szybko. Cieszył się, że skończyło się jedynie na kilku bliznach i życiu. Zdał sobie sprawę, że nie może ryzykować. Ma dla kogo żyć. Nie mógł zostawić samej sobie blondynki, która potrzebuje jego pomocy. Wsiadł do taksówki i podał kierowcy adres. Bez większego hałasu otworzył drzwi domu. Odwiesił kurtkę i torbę na wieszak. Stanął w drzwiach salonu i uważnie przyglądał się zasłuchanej w piosence Ludmile. Była zupełnie innym człowiekiem niż jeszcze miesiąc temu. Zdjął buty i na palcach wszedł do brązowego pomieszczenia, usiadł obok niej. Nachylił się nad nią i dmuchnął w jej twarz. Blondynka przestraszona podniosła się momentalnie do pozycji siedzącej. Chłopak zaczął śmiać się z reakcji przyjaciółki. Nie miał na celu przestraszenia jej. Chciał po prostu zobaczyć jej reakcję. 
-Myślisz człowieku? - spytała z wyrzutem. - Mało mi serce nie stanęło. - dodała uderzając go lekko w ramię. Dopiero po chwili zauważyła na jego czole rany zszyte nicią chirurgiczną. Zdała sobie sprawę, że mogła go stracić i że miał cholerne szczęście. 
-Bałam się o ciebie. - powiedziała patrząc prosto w jego oczy. -Dzwoniłam, nie odbierałeś. Strasznie się o ciebie bałam. - dodała przejeżdżając po ranie chłopaka. Był dla niej bliski. A w ciągu ostatniego miesiąca jeszcze bardziej. Znów zaczęła czuć do niego coś więcej niż przyjaźń. Bała się jednak mu powiedzieć. 
-Zapomniałem telefonu. - odpowiedział dotykając jej ciepłej dłoni znajdującej się na jego czole. Potrzebował jej i wiedział o tym bardzo dobrze. Wiedział też jeszcze coś nigdy nie przestał jej kochać. 
-Następnym razem go nie zapominaj. - powiedziała wyswobadzając się z jego uścisku i podnosząc się z podłogi. 
-Nie będzie następnego razu. - odpowiedział robiąc to samo co ona. Zdziwienie wkradło się na jej jasną twarz oznaczało to, że musi się wyprowadzić. 
-Zaraz się spakuję i już mnie nie zobaczysz. - powiedziała odwracając się na pięcie i znikając na schodach. Uniósł brwi ku górze i bez zastanowienia ruszył w kierunku dziewczyny. Blondynka pakowała swoje rzeczy do błękitnej walizki. Na jej policzkach widniały pojedyncze łzy. Znowu się przeliczyła. Myślała, że ma w nim oparcie, pomyliła się. 
-Co ty robisz? - spytał podchodząc do niej. Dziewczyna wyjmowała z szuflad kolejne ubrania i wkładała je do dużej walizki. Nie odpowiadała, nie chciała pokazać mu, że cierpi. 
-Słyszysz co ty robisz? - spytał stając na przeciwko niej. Patrzyła na niego z żalem wyrysowanym na twarzy. Zawiódł ją, nie wiedział jak. 
-Nie widzisz pakuję się. Sam powiedziałeś, że mam to zrobić. - powiedziała próbując go wyminąć. 
-Nic takiego nie powiedziałem. Nie chcę żebyś odchodziła. Chodziło mi o to, że kończę z motorami, nie z tobą. - powiedział trzymając ją za trzęsące się dłonie. Patrzył jej prosto w oczy i próbował coś z nich wyczytać. Zrobił krok w jej kierunku. Dzieliły ich jedynie centymetry, blondynka nie wiedziała co się dzieje. Nie znała intencji chłopaka. Uniósł delikatnie jej podbródek ku górze i powoli przybliżał się do jej twarzy. Nie zawahał się, złożył na jej ustach lekki i krótki pocałunek. 
-Zakochałem się w tobie na nowo i dla ciebie rzuciłem motory. - powiedział odgarniając jej spadające na oczy kosmyki włosów. Wpatrywała się w niego jak w obrazek. Chciała tego, tak bardzo tego chciała. 
-Nie muszę się już o ciebie bać? - spytała. On objął ją w talii i szybkim ruchem przyciągnął ją do siebie. Lewą dłonią otarł jej mokre policzki. 
-Powinnaś z miłości robię różne głupie rzeczy. - wyszeptał po czym kolejny raz pocałował ją. W tamtym momencie nie liczyło się dla nich zupełnie nic. Wszystko co wczoraj zostało zapomniane liczyło się teraz, tu i razem. Był jej kołysanką i lekiem na każde zło. Ona była jego inspiracją. Potrzebowali się jak ogień i woda, słońce i księżyc. Zdali to sobie dopiero po dwóch latach rozłąki. Ich dawne uczucie nigdy nie wygasło, zmniejszyło jedynie swój zasięg. 'Chcę żebyś wiedziała, że nie jesteś sama i nie możesz powiedzieć, że jesteś cholernie przerażona bo nie odbieram telefonu. Zamknij oczy skarbie, jestem twoją kołysanką, własną kołysanką, tylko twoją kołysanką. Nigdy cię nie opuszczę.' W jej głowie cały czas krążyły jego słowa. Cieszyła się, że go ma i że jest tylko jego. Na wyłączność! Ona jego, on jej.