Ile was tu było:

poniedziałek, 31 marca 2014

14. Ludmiła i Diego

"Przecież w marzeniach miało być lepiej, ale my tworzymy świat, w którym ktoś oblicza czas.
Może po drugiej stronie jest lepiej, ale my wierzymy wciąż, że nad nami czuwa los.
(...) Dwie postacie z jednej opowieści, które pisarz dzieli dopisując wersy, 
Dlaczego tak jest, że najpiękniejsze chwile życie psuje na siłę ? "

Szpitalny korytarz. Jedno z najbardziej wkurzających miejsc na całym świecie. To tu czeka się na diagnozę lekarzy. W przypadku blondynki było identycznie. Jej chłopak znajdował się na sali operacyjnej. Ten chory motocykl zgotował mu taki los. Czuła się okropnie, gdyby nie Diego załamała by się. Brat Marco był jej jedynym oparciem w bólu. Miała tylko ich. Tylko im potrafiła zaufać. Już kolejny raz stoi na granicy życia i śmierci. Bo jeśli Marco odejdzie to Ona nie wytrzyma i odbierze sobie życie. Bo to dla niej najważniejsza osoba na świecie. Straciła rodziców, rodzeństwo i przyjaciół. Drzwi do sali otworzyły się po czym wyszło z niej dwóch siwych mężczyzn, nie mieli im do przekazania dobrych wiadomości.
-Przykro nam - powiedział jeden z nich. Ludmiła poczuła jak coś w niej pęka. Dała upust emocjom, wtuliła się w Diego płacząc i nie zważając na nic. Zupełnie na nic. Diego wiedział, że musi jej pomóc. W końcu o to prosił go Marco, gdy był jeszcze przytomny i żywy. Wiedział, że gdyby nic nie zrobił to Marco nie były z niego zadowolony. Zdał sobie sprawę, że miłość do motorów musi odstawić na drugi plan. Ponieważ dziewczyna miała tylko jego, tylko On jej już został. 
A było tak pięknie. Kochała go, on ją. Mieli być razem już na zawsze. A tu wszystko zmieniło się w jednej chwili. Całe życie zmieniło dla niej sens. Bo Marco odszedł. Jedyną pamiątką po nim jaka jej została jest jego zdjęcie widniejące na pomniku, który od kilku dni znajduję się na cmentarzu. Nie mogła się pogodzić z tym, że jego już nie ma. Przecież nie zrobił nic złego. Był zawsze we wszystkim pomocny, zawsze się uśmiechał, był szczęśliwym człowiekiem. Był bo już nie jest. Odszedł, pozostawiając po sobie tylko żal. A Diego widział wszystko w trochę innych barwach, Marco zginął przez własną głupotę, grał na dwa fronty, ale mimo to był jego ukochanym bratem. Miał drugą dziewczynę, która urodziła mu niedawno synka. Nie chciał ranić Ludmiły, więc nic jej nie mówił. Uznał, że tak będzie dla niej zdecydowanie lepiej. Bo jeśli nie wiemy tego co nas zrani to nie czujemy, że wszystko było jedną chorą opowieścią. W której pisarz zaplanował inne zakończenie niż chcieli tego bohaterowie. Dodawał wersy, które zbliżały ich do końca, który nie ma happy endu. Na ostatniej stronie zapisał grób i czerwoną różę, którą bohaterka położyła na pomniku ukochanego. 
Wszystko skończyło się tak jak nie powinno, tak być nie miało. Miał być zawsze obok niej. Nie dotrzymał obietnicy. Ludmiła stała kilka metrów od jego grobu. Zauważyła szatynkę, która w ręku trzymała średniej wielkości wiązankę z wstążkę na której widniał napis " Kochanemu Marco, narzeczona i syn Tobias". Zamarła, przecież Marco był jej chłopakiem. A tu okazuję się, że miał już narzeczoną i syna. Okłamywał ją a Ona dała się tak łatwo oszukać. Dała się omamić, dała się uczuciom, zakochała się w nim. Nie podeszła do owej dziewczyny i jej małego synka. Wolała się wycofać i nie rujnować życia dziewczynie, która cierpiała tak jak ona a może nawet bardziej. W końcu Ona straciła przyszłego męża i ojca swojego dziecka. 
Mieszkanie. Przypominało jej o nim, w końcu mieszkała w nim z nim i jego bratem. Przebywała tu z nim codziennie, godzinami. Kochała go, a On nie był tym za kogo go miała. 
-Wiedziałeś ? - spytała wchodząc do pokoju młodszego z Hernandezów. Diego patrzył się w nią z uwagą. Zastanawiał się co ma jej odpowiedzieć. Czy ma powiedzieć, że wiedział, ale nic jej nie powiedział, bo nie chciał jej ranić. Czy może skłamać, że o niczym nie wiedział, a Marco powiedział mu to na łożu śmierci. 
-Tak - powiedział, spuszczając wzrok i wlepiając go w podłogę. Czekał na to, aż dziewczyna na wrzeszczy na niego, uderzy go, zmiesza z błotem. Ale Ona nic takiego nie zrobiła. Milczała. Patrzyła się na niego, w milczeniu. Miała w oczach łzy. Brunet wiedział, że ją tymi słowami zranił. Ufała mu, myślała, że może mieć w nim oparcie. A On ją okłamał, tak bezczelnie i perfidnie to zrobił. Wyszła cały czas milcząc. Zamknęła się w swoim pokoju i łkała. Bolało ją to, że straciła Marco, ale bardziej bolało ją to, że i jeden i drugi przez tak długi czas ją okłamywali. Czy była aż taką idiotką ? Dlaczego się niczego nie domyśliła ? 

Kilka tygodni później...

Unikała go, choć mieszkali w jednym domu to mimo wszystko go unikała. Miała mętlik w głowie. Chciała żeby był blisko, ale z drugiej strony za dużo się w jej życiu zdarzyło. Siedziała w jakimś klubie i już kolejny raz z rzędu sięgała po pełny kieliszek, białego i mocnego trunku. Ostatnio często do takiej formy zatopienia smutku, żalu, złości sięgała. I choć nigdy nie tolerowała osób pijących alkohol, tym razem wszystko obróciło się o 360 stopni.
-Cześć - usłyszała obok siebie czyjś głos, nie znała go i może lepiej.
-Cześć - powiedziała odstawiając już pusty kieliszek na blat.
-Co taka piękna dziewczyna robi sama w klubie o tej porze ? - spytała patrząc na nią uwodzicielsko. Przypominał jej Marco ale i Diego. Tak bardzo chciała być blisko tego pierwszego, ale nie mogła.
-Siedzi - odpowiedziała wskazując barmanowi aby nalał kolejny. Poczuła napływ gorącego powietrza, zaczęło jej się kręcić w głowie. Alkohol był zawsze złym rozwiązaniem.
-Czy mógłby mi pan zamówić taksówkę ? - spytała barmana, podając adres zapisany niestarannym pismem. Miała tą kartkę już dość długi czas, pisał jej treść Marco.
-Ja Cię zawiozę - powiedział owy szatyn, podając dziewczynie dłoń. Wydawał się być sympatyczny, niestety pomyliła się. Gdy weszli do domu, myślał, że nikogo w nim nie ma. Pomylił się i to może na korzyść dziewczyny. Oparł ją o ścianę, zaczął się do niej przybliżać. Ludmiła nie kontaktowała, była za bardzo pijana. Czuła tylko zapach jego perfum, a później jego dłonie, które przemieszczały się po jego ciele, zaczęła się bać. Sama z siebie zaczęła krzyczeć, budząc przy tym śpiącego już Diego.Brunet otworzył drzwi swojego pokoju, i wpadł w złość widząc nieznajomego próbującego skrzywdzić Ludmiłę. Jego Ludmiłę. Uderzył go w twarz. Szatyn złapał się za nos, spojrzał na blondynkę, po której policzkach zaczęły spływać łzy. Wyszedł po tym jak spotkał złowrogie spojrzenie Diego. Brunet podszedł do blondynki, przytulił ją do siebie dobrze wiedział, że trochę za dużo spadło na tę dziewczynę w ostatnim czasie. Położył ją spać i sam zasnął siedząc na podłodze obok jej łóżka.
Następnego dnia obudziły ją promienie słońca wpadające przez niezasłonięte dokładnie okno. Czuła ból głowy i nadal przed oczami miała tę scenę w przedpokoju. Na samo wspomnienie zeszłego wieczoru w jej oczach pojawiły się łzy. Usiadła na łóżku i zobaczyła Jego. Głowa Diego była oparta o łóżko dziewczyny a on spał w pozycji siedzącej. Uśmiechnęła się na jego widok. Czuwał przy niej. Zdała sobie sprawę z najważniejszej rzeczy, nigdy nie kochała Marco, zawsze kochała Diego. Ale nie potrafiła się do tego przyznać. Nie chciała ranić uczuć starszego z Hernandezów, ale z drugiej strony przecież On miał drugie życie. Miał narzeczoną i synka. Okłamywał ją a Ona siebie. Po cichu i bardzo ostrożnie zeszła z łóżka i usiadła obok bruneta. Lekko szturchnęła go w ramię, chłopak powoli otworzył oczy i zobaczył blondynkę, o którą tak bardzo się martwił. Tak cholernie się martwił. Teraz na jej twarzy widniał lekki uśmiech, a to dawało mu jakąś nadzieję na to, że będzie dobrze.
-Jak się spało ? - spytała.
-Nie wygodnie, ale jakoś dałem radę. - odpowiedział zmieniając pozycję.
-Nie musiałeś tu ze mną siedzieć - powiedziała siadając podobnie jak chłopak. Wpatrywała się w okno, w którym widać było wieżowce i piękne błękitne niebo.
-Ale chciałem, a tego mi chyba nie zabronisz ? - spytał. Dziewczyna się lekko do niego uśmiechnęła. Nie mogła mu zabronić troski o nią. Był blisko gdy był jej potrzebny. Miała tylko jego. Nikogo innego.
-Nie śmiałabym. - odpowiedziała, kładąc głowę na jego ramię. Czuła się w jego obecności bezpieczna, wiedziała, że On ją obroni.
-Dziękuje - dodała. Chłopak był zdziwiony jej słowem.
-Za co ? - spytał. Dziewczyna wzięła głowę z ramienia swojego współlokatora, i odwróciła się tak aby patrzeć na jego twarz.
-Za to, że jesteś. Gdyby nie ty to wczoraj ... - nie dokończyła, nie miała siły. Za bardzo ją to bolało. Dobrze o tym wiedział.
-Nic nie mów, rozumiem. - powiedział.
-Nic nie rozumiesz - wstała i podeszła do drzwi balkonowych. Przycisnęła klamkę i wyszła na balkon. Diego zrobił identycznie. Bał się uczuć, jakie siedziały w jego środku od samego początku. Zakochał się w dziewczynie rodzonego brata. Ale On ją okłamywał, nie kochał jej. I to go najbardziej bolało.
-Może i nie rozumiem, nie rozumiem też jeszcze jednej rzeczy. Tego jak mogłem się zakochać w dziewczynie, która kocha mojego najlepszego kumpla. I chodź wiem, że On do niej nic nie czuł, to mimo to wolałem nikogo nie ranić stać z boku i się przyglądać. Wolałem być obserwatorem ich szczęścia. Szczęścia, którego nie było. I teraz wiem, że przez te wszystkie lata popełniałem najgorsze błędy w swoim życiu. Nie powiedziałem Ci prawdy. Nie powiedziałem, że się w Tobie zakochałem. - powiedział patrząc jej w oczy. Oczy które się zaszkliły. Ona od śmierci Marco czuła to samo co On. Ale się tego bała. Nie wiedziała co ma mu powiedzieć. Postanowił zaryzykować, zaczął się do niej przybliżać. Z trzydziestu  centymetrów zrobiły się trzy, czuła na sobie jego oddech, woń jego perfum w nozdrzach. Wiedziała jedno, nie będzie tego żałować. Pocałowała go pierwsza. Był zdziwiony takim obrotem sprawy, ale nie protestował, poddał się pocałunkowi. Przecież nie ranił Marco skoro On już nie żyję, A wie, że chciałby aby jego młodszy brat był szczęśliwy, nawet u boku Ludmiły.
*około dziewięciu miesięcy później*
Diego stał nad grobem swojego brata.  Wydoroślał, dojrzał. Stał się w pełni mężczyzną. Zostanie ojcem, tak zostanie ojcem małego Marco. A jego żoną jest już Ludmiła. Stał się najszczęśliwszym człowiekiem na kuli ziemskiej. Miał u boku wspaniałego żonę i synka w drodze. Często widywał się też z bratankiem i niedoszłą bratową Francescą, która ułożyła sobie życie z jego kumplem Leonem.
-Diego wszystko dobrze ? - spytała blondynka, szturchając go w ramię.
-Tak - odpowiedział, przytulając ją do siebie. I kładąc dłoń na bardzo zaokrąglonym już brzuchu blondynki.
-Wracamy ? - spytał, patrząc na swoją żonę.
-Tak - odpowiedziała.
-Na razie Marco - powiedział. Dziewczyna przejechała dłonią po mokrym od deszczu pomniku i uśmiechnęła się do zdjęcia, które widniało na pomniku. Była szczęśliwa. Była szczęśliwą żoną Diego Hernandeza i niedługo miała zostać mamą małego Marco.
*********************************************************************************
Jest kolejny one shot. Nie cieszy mnie jego długość, ale postanowiłam, że coś wstawię jeszcze w ostatni dzień marca, więc to zrobiłam. Bardzo przepraszam za tak długą nie obecność, ale jakoś nie miałam żadnego pomysłu. Liczę na wasze opinię w komentarzach. I czekam na wasze propozycję co do kolejnych.
PS. Bardzo dziękuje wszystkim za komentarze pod poprzednimi postami.
Pozdrawiam.