"Prędzej czy później to
wszystko wróci to co tak nagle wypadło nam z rąk "
Często wielu z nas ma
wrażenie, że znajduje się w punkcie z którego teoretycznie nie ma
wyjścia. I właśnie teoretycznie bo w praktyce jest już trochę
inaczej. Nie ma ani sytuacji ani punktu bez wyjścia i choć mamy
takie wrażenie to bardzo się myli. Ona też się myliła, była
kiedyś kimś teraz to zupełnie coś innego. Zamknęła się w
sobie, można śmiało powiedzieć, że się rozpłynęła. Myślała,
że będzie cieszyć się z życia, które jak by nie patrzeć jest
jeszcze przed nią w całej swojej odsłonie. Zawsze budzi się z
przekonaniem, że zły sen o przyszłości jednak stanie się stu
procentową prawdą. Kiedyś wszystko wydawało się być różowe a
teraz jest w ogóle w innych czarnych barwach. Pierwszy raz
postanowiła wyjść. Miała dość wszystkiego, ostatnio wszystko
jej się wali, gdzie się nie odwróci krzyk, łzy, złość. Została
sama. Jej matka spakowała walizki i odeszła, a ojciec postanowił
oddać się w pełni pracy. Straciła rodziców. I pomimo tego, że
była już pełnoletnia, to cierpiała.
-Bardzo przepraszam. -
powiedziała, podając książkę, która spadła gdy zderzyła się
ze swoim byłym chłopakiem. Zerwali gdy ona poznała Tomasa a on
Violettę, ale ona cierpiała. Bardzo go kochała, ale wolała robić
dobrą minę do złej gry bo to nie bolała, aż tak mocno.
-Ludmiła co się stało ? -
spytał, z troską. Ale blondynka nie była aż tak naiwna, znała go
na wylot, wiedziała, że robi to tylko z głupiego męskiego
obowiązku. Przecież wybrał, nie ją tylko Castillo. A to bolało.
Tak strasznie bolało.
-Nic się nie stało. -
odpowiedziała wymijając Verdasa. Nie wiedziała jednej jedynej
rzeczy, on przejechał się na swojej niby miłości. Dopiero powoli
docierało do niego co tak naprawdę stracił.
Była pewna, że teraz
wszystko jeszcze bardziej się skomplikuje, bo wszystko co próbowała
zmazać, wróciło. Wróciła przeszłość, wrócił Leon. Weszła
do studio i udała się do gabinetu Pablo, dzwoniła do niego, że
przyjdzie z nim porozmawiać.
-Cześć mogę ? - spytała,
uchylając lekko drzwi. W gabinecie był również Gregorio, który
był jego zastępcą.
-Śmiało. - powiedział
młodszy z mężczyzn.
-Chciałam wręczyć to wam
osobiście, uznałam , że będzie lepiej. - powiedziała. Wręczając
Pablo kartkę. Mężczyzna zlustrował kartkę bardzo dokładnie, z
każdym słowem jego wyraz twarzy się zmieniał.
-Dlaczego ? - spytał.
-Nie mam siły, wszystko mi
się wali. Mama wyjechała, ojca całe dnie nie ma w domu, i jeszcze
mój kuzyn to nie na moje siły. Będę szczera muzyka już mnie nie
zadowala. - powiedziała po czym się rozpłakała. Nikt nie wiedział
co czuje, jak bardzo boli ją to, że została ze wszystkim sama.
Romans jej matki, pracoholizm ojca, wypadek i śpiączka jej kuzyna.
To za dużo jak na nią na wielką Ludmiłę Ferro.
-Przemyśl to proszę. -
Gregorio czuł, że dziewczyna popełnia największy błąd swojego
życia, ale przecież to jej decyzja.
-Już przemyślałam, do
widzenia. - powiedziała uśmiechnęła się sztucznie i opuściła
pomieszczenie. W drzwiach natrafiła na Leona, który wszystko
słyszał, i to co usłyszał przybiło go. Jego Ludmiła straciła
wszystko o co zawsze walczyła. A może już nie jego Ludmiła i może
już dawno to straciła.
-Odchodzisz ? - spytał.
-A co Cię to obchodzi, już
rok temu powiedziałeś co o mnie myślisz, zresztą nie Twoja to
sprawa, nie Twoje życie, nie Twoi rodzice. Nie jesteś dla mnie
nikim ważnym, tak jak ja dla Ciebie. - powiedziała wybiegając z
budynku, skupiając na sobie wzrok wszystkich uczniów.
-Leon co się stało ? -
spytała Francesca podchodząc do niego, zaraz po tym jak zobaczyła
łzy na policzkach dziewczyny. Wiedziała, że pojawienie się
Violetty wszystko zniszczyło, zaczęło się wszystko psuć i u niej
i blondynki. Violetta zawróciła w głowie jej chłopakowi Marco.
Zostawiła dla niego Leona, którego zmieszała z błotem.
-Zdałem sobie sprawę jakim
jestem idiotom. - powiedział, odchodząc w kierunku szafek. Wiedział
jak wiele stracił.
"W czarnej porywistej
burzy co w środku drogi sięga nas nie spełnionym scenariuszem, jak
deszczem obrywamy w twarz. "
Szła zapłakana, czuła, że
wszystko co było dla niej ważne zniknęło i już nigdy nie wróci.
Miała wszystkiego dość. Miała za złe matce, bała się o ojca,
cierpiała po stracie Andresa. A przede wszystkim chłopaka, którego
kochała a może nadal kocha.
-Ludmiło musimy
porozmawiać. - gdy weszła do domu, jej ojciec siedział na kanapie
z kopertą w ręku. Była zdziwiona zawsze o tej porze jej ojciec był
w pracy. Blondynka usiadła obok swojego ojca.
-Czy coś się stało ? -
spytała zdziwiona.
-To dla Ciebie. -
powiedział, wręczając jej białą kopertę. Blondynka była
zdziwiona i bardzo powoli rozpakowywała rzecz, którą dostała od
osoby, którą bardzo kochała.
Ja niżej podpisany Rodrigo
Ferro przepisuje mojej jedynej córce wszystkie udziały w korporacji
budowlanej, dziedziczy ona również całą resztę majątku.
Rodrigo Ferro
ojciec Ludmiły Ferro.
-Tato co to znaczy ? -
spytała odrywając wzrok z notarialnego pisma.
-Jestem chory długo z Tobą
już nie pomieszkam. - powiedział. Dziewczyna poczuła ukłucie w
okolicach serca to wszystko nie może być prawdą, to wszystko musi
być jednym chorym snem. Ale okazało się że to najszczersza
prawda. Teraz musi zająć się wszystkim, nie ma mowy o normalnym
życiu, została sama, zupełnie sama z całym światem jej ojca. Gdy
usnął postanowiła pójść do Resto, aby zobaczyć się z
Francescą to była jedyna osoba, która potrafiła ją zrozumieć,
była w tej samej sytuacji co ona rok temu.
-Cześć Luka zastałam
Francescę ? - spytała. Chłopak wskazał schody, które prowadziły
do ich mieszkania. Dziewczyna uśmiechnęła się do niego i udała
się w kierunku, który jej wskazał. Zapukała do drzwi, otworzyła
jej Francesca z kubkiem jakiegoś trunku w ręku.
-Mogę ? - spytała. Włoszka
kiwnęła głową i wpuściła Ferro do środka.
-Napijesz się herbaty ? -
spytała.
-Jeśli to nie kłopot. -
odpowiedziała, siadając na krześle, który znajdował się obok
blatu w malutkiej kuchni.
-Żaden. - powiedziała
Resto stawiając przed przyjaciółką kubek z gorącą czekoladą.
Od momentu w którym zerwała kontakty z Marco stanęła po skromnej
stronie blondynki. Zobaczyła w niej kogoś kto był ukryty głęboko
w sercu. Zaprzyjaźniła się z nią nie patrząc na przeszłość
dziewczyny.
-Mój ojciec umiera. -
powiedziała. Francesca zadławiła się napojem, który piła.
Współczuła jej i to bardzo.
-Wiesz jeśli byś chciała
możesz później zamieszkać z nami. - odpowiedziała jej Włoszka.
-Dzięki ale wszystko co
miał mi zapisać od firmy po psa. - powiedziała próbując znów
robić dobrą minę do złej gry. Potrafiła grać, ale teraz już
nic jej nie wychodziło, nic.
-Co się dzieje ? - spytała
szatynka.
-Mam wszystkiego dość.
Wszystkiego. - powiedziała, biorąc głęboki łyk czekolady z
odrobiną cynamonu.
-Ludmiła możesz na mnie
liczyć, zawsze. - odpowiedziała. Pamięta jak podała jej pomocną
dłoń, gdy Marco oznajmił jej, że kocha Violettę.
-Dziękuje, bardzo. -
odpowiedziała. Odstawiła kubek na blat, pocałowała szatynkę w
policzek i wyszła.
"Prędzej czy później
los się odwróci, wyrówna bilans poniesionych strat "
W drodze do domu znów
napotkała Leona, czuła, że ją prześladuje. Jej przeszłość
postanowiła sobie z niej zadrwić i znów stawiać na jej i tak już
wyboistej ścieżce.
-Porozmawiajmy. - powiedział
stając naprzeciwko Ferro.
-Nie mamy o czym. -
odpowiedziała wymijając chłopaka, ale to jej się nie udało.
Chłopak był szybszy i zdeterminowany, tym razem tak łatwo nie
dałby się spławić.
-Chcę Ci pomóc. -
powiedział. Dziewczyna chciała jego pomocy w głębi siebie, ale na
zewnątrz, nie chciała. Nie chciała, aby się nad nią litował.
Zdała sobie sprawę, że nie mogła być tą jedyną skoro gdy
pojawiła się Violetta ona poszła w odstawkę.
-Ale ja nie chcę Twojej
pomocy, nie musisz się nade mną litować. - odpowiedziała próbując
wyrwać się z uścisku chłopaka. Ale nie miała szans był
silniejszy, wyższy, i trenował boks.
-Nie lituje się. Jesteś
dla mnie ważna. - odwrócił ją do siebie, po to aby patrzyła w
jego oczy.
-Jasne takie bajeczki to
możesz wciskać dziewczyną, które są łatwo wierne. Ja nie
jestem. Nie dam się tak łatwo mimo tego, że zostanę sama. Bez
matki, bez ojca bez jakiejkolwiek perspektywy na kolejny dzień. A ty
już równo rok temu pokazałeś, że jestem dla Ciebie nikim ważnym.
- gdy mówiła jej głos się łamał, jej oczy zachodziły łzami,
trzęsła się. Bała się kolejnego dnia, samotności, wszystkiego i
wszystkich. A on stał i patrzył na nią. Zmieniła się i
dowiedział się, że przez niego. To on ją zmusił do udawania,
aktorstwa, do wszystkiego co można. Odebrał jej całą radość
życia. I ignorował, bo zauroczono go.
-Naprawdę chcę Ci pomóc.
- powiedział, pochylając się nad nią. Na jej policzek spłynęła
pojedyncza łza. Dłoń Leona powędrowała na policzek blondynki.
Tak bardzo zawsze chciał być jej księciem, obrońcą, cichym
bohaterem. I wszystko zaprzepaścił, zniszczył, zepsuł.
-Trudno mi w to uwierzyć. -
powiedziała wpatrzona w jego oczy, zawsze dostrzegała w nich coś
magicznego, teraz tak samo, ale mimo wszystko okłamywała się bo
tak według niej było o wiele, wiele łatwiej.
-Nie musisz wierzyć,
wystarczy, że mi na to pozwolisz. - powiedział, odgarniając kilka
kosmyków blond włosów, które opadały na oczy jego byłej
dziewczyny. Powoli zaczynało do niego docierać to, że popełnił
największy błąd w swoim życiu, zostawił samą sobie dziewczynę,
która dokładnie trzy lata temu pokazała mu swoją prawdziwą
twarz, miłej, pełnej radości i dobroci dziewczyny. A to wszystko
później to była maska, gdy jej życie zaczęło się walić jak
domek z kart. To wszystko ją przerastało. Nie była w stanie sobie
z tym wszystkim poradzić, aż w końcu spadła na dno, i pilnowała
aby ono nie odpadło. I zaczynała mieć wrażenie, że jest już
bliska spadnięcia jeszcze niżej, o ile niżej się da.
-I co ty zrobisz ? Co ty o
mnie w ogóle wiesz. Co wiesz o mojej matce, która zostawiła ojca
dla młodego Hiszpańskiego fotografa, co wiesz o moim ojcu, który
jest chory na raka, i niedługo umrze, co wiesz o Andresie, który od
roku jest w śpiączce i co wiesz o mnie ? Skoro przez rok miałeś
mnie za największego wroga, choć właściwie ja nie wiem dlaczego ?
Co wiesz o tym jak się czuję ? Co wiesz o moim życiu ? Co wiesz,
żeby wiedzieć jak mi pomóc ? - płakała, drżała, szlochała,
cierpiała. Jej życie było jedną wielką kpiną. Nikt by nie
pomyślał, że tak skończą się losy wielkiej, zawsze pomocnej
rodziny Santany i Rodrigo Ferro. Oni sami jeszcze rok temu nie
pomyśleliby, że ich dwudziestoletnie małżeństwo tak się
skończy, a na tym najbardziej straci Ludmiła ich kochana córeczka.
-Proszę pozwól mi sobie
pomóc. - powiedział przytulając ją do siebie, tak bardzo tego
potrzebowała, ale nie chciała się do tego przyznać. Nie
potrafiła.
-Nie Leon nie- odpowiedziała
i odeszła w kierunku swojego domu, chciała zaszyć się w zaciszu
swojego pokoju, cisza była tym co dawało jej otuchę. Cisza była
jej królestwem. Może się to wydawać dziwne bo dziewczyna chciała
być piosenkarką, chciała bo już nie chcę. Znów płakała, to
było najlepsze rozwiązanie na wszystko. Łzy są zwierciadłem
duszy, jej dusza jest krucha, jest jak ze szkła jeden
niekontrolowany ruch i owe szkło rozpadnie się na tysiące
malutkich kawałeczków. Tak było i w przypadku blondynki, której
dusza składa się z tysięcy różnych kawałeczków, których
skleić nie daje osobie, która się na tym zna.
"Kiedy rezygnowałem z
miłości, to nie było niczego warte. "
Siedział w swoim pokoju, i
zastanawiał się jak mógłby pomóc dziewczynie, którą kiedyś
kochał. Kiedyś ? Sam nie wiedział, czy ten termin jest jeszcze
aktualny, owszem wiedział, że zranił ją najmocniej jak tylko
mógł, ale przecież ona też to zrobiła, całując Tomasa, a może
to było zupełnie inaczej. Jego przyjaciel Maxi mówił, że to
Hiszpan pocałował Ludmiłę, aby odegrać na nim, ale on mu nie
wierzył, a może powinien ? W końcu gdy rozmawiał z nią, widział
w jej oczach coś co poddawało go wątpliwością. A mimo wszystko
uwierzył Heredi. Był aż tak ślepy, nie widząc, że za każdym
razem gdy go mija z jej twarzy znika uśmiech ? Czy był tak głupi ,
nie rozumiejąc słów, które mówią do niego jego przyjaciele ?
Czy nie miał uczuć, udając, że nie kocha jedynej dziewczyny,
która zna jego serce na pamięć ?
-Nie poddam się. Nie tak
łatwo. - powiedział zgniatając kartkę, na której próbował
napisać piosenkę na zajęcia Pablo. Wiedział, że jeśli nie
spróbuję straci jakiekolwiek szansy na bycie szczęśliwym. Na
bycie wsparciem na jego Ludmiły.
"Kiedy Twoja ręka
znajdzie rękę przeznaczoną do uścisku. Nie odpuszczaj."
Siedziała w swoim pokoju i
słuchała ciszy, która jej towarzyszyła. Czekała przy łóżku
ojca na ostatnią chwilę. Płakała, patrząc w jego oczy.
Towarzyszył jej pan Verdas i pan Ponte przyjaciele jej ojca, osoby,
które każdego dnia ukrywały przed nią tak straszną prawdę.
-Pójdę zadzwonić do cioci
prosiła, żeby do niej zadzwonić. - powiedziała wstając z krzesła
i udała się do kuchni, w której stał Leon i pił herbatę. Nie
wiedziała, że chłopak jest w jej domu. Przeszłość grała jej na
nerwach, i to strasznie.
-Nie odtrącaj mnie, proszę.
- powiedział, odkładając kubek na szafkę i przybliżając się do
blondynki.
-Ty mnie odtrąciłeś, nie
chcę być gorsza. - powiedziała cofając się kilka kroków.
-Ludmiła.
-Nie Ludmiła uwierzyłeś
Tomasowi, nie mi nie Fran, nie Maxiemu tylko jemu i Twojej kochanej
Violetcie. Temat jest skończony Leon. Nie wiem może za miesiąc,
rok, nie dziś. To dla mnie za dużo. - odpowiedziała wychodząc z
pomieszczenia. Kochała chłopaka, ale straciła do niego zaufanie.
Dwa dni później, została
zupełnie sama. Jej ojciec odszedł szepcząc ' Nie odtrącaj go, on
chcę Ci pomóc, wiem, że go kochasz. Nie okłamuj się, pamiętaj
zawsze będę Cię kochał. '
Stała wpatrzona w jego
nagrobek, odeszła jedyna osoba, która jej nie zawiodła. Odszedł
te, któremu w stu procentach ufała. Została definitywnie sama.
-Przykro mi – obok niej
stał nie kto inny jak Leon. Miała dziwne wrażenie, że jej ojciec
będzie chciał z góry kierować jej losem. Nie odezwała się nie
potrafiła, nie tu. Chłopak po chwili milczenia udał się w
kierunku bramy cmentarza. Po kilku minutach dziewczyna zrobiła to
samo, chciała go dogonić. Okłamywała się, że będzie dobrze,
gdy będzie sama. Gdy odrzuci jedyną osobę, którą naprawdę
kochała, kocha i zawsze będzie kochać.
-Leon zaczekaj. -
powiedziała podbiegając do chłopaka. Verdas przystanął i
odwrócił się w kierunku głosu blondynki. Dziewczyna biegła w
kierunku chłopaka nie zauważyła korzenia, który wystawał z ziemi
i upadła w ręce Leona.
-Ej widzisz a może
potrzebujesz mojej pomocy. - powiedział żartobliwie.
-Jakby się zastanowić to
może i jej potrzebuje. Przecież nie znam się na tej całej
budowlance tak samo dobrze, jak ulubiony chłopak w mniemaniu mojego
taty. - powiedziała, uśmiechając się do chłopaka, pierwszy raz
od dłuższego czasu, naprawdę szczerze. I z wielką ilością
uczucia.
-Doszedłem do wniosku, że
jestem największym głupkiem na świecie. - powiedział pomagając
jej stanąć na równe nogi. Dziewczyna uważnie się mu przyglądała.
A on kontynuował.
-A to dlatego, że
uwierzyłem mojemu niby przyjacielowi i jego dziewczynie. Dałem
sobie wmówić , że nie czuję tego, co czuję. Że Cię kocham. -
powiedział, powoli przybliżając się do jej twarzy, jedną dłonią
odgarną z jej twarzy kosmyki włosów, a drugą unosząc lekko jej
podbródek po czym delikatnie musnął jej wargi. Robił to bardzo
powoli. Odsunął się od niej patrząc prosto w jej oczy, próbował
z nich wyczytać uczucia jakie znajdowały się w środku blondynki,
która trzy lata wcześniej skradła jego serca i chyba zrobiła to
na dobre, zresztą z pełną wzajemnością.
"Niczyje ramiona nie
wzniosłyby mnie tak wysoko. "
Rok później …
Stała niedaleko gabinetu
jej przyjaciela. Od jakiegoś czasu czuła się dziwnie. Kiedyś
miała problemy zdrowotne wynikające ze stresu jaki wtedy jej
towarzyszył. Bała się wyników badań. I mimo tego, że Maxi
potrafił odwracać kota ogonem to wiele razy i ona i jego dziewczyna
Francesca, miały ochotę mu przyłożyć, pierwszą lepszą rzeczą,
którą miały pod ręką.
-Pani Ludmiła Ferro. -
powiedziała pielęgniarka wyglądając zza drzwi gabinetu Ponte.
Chłopak siedział na skórzanym fotelu i uśmiechał się lekko w
jej kierunku.
-Gratuluję. - powiedział.
-Czego ? - spytała
zdziwiona siadając naprzeciwko chłopaka.
-Będziesz mamusią. -
odpowiedział na pytanie zadane przez blondynkę.
-Naprawdę ? - spytała
zdziwiona.
-Tak. - powiedział.
Przytulając ją do siebie. - Leon będzie w niebie. - dodał.
Dziewczyna z wątpliwościami
udała się do domu, nie była pewna czy Leon będzie szczęśliwy po
jej nowinie. Ale jeśli Maxi mówi, że będzie to powinien być.
-Jestem – powiedziała
zdejmując z siebie płaszcz i kładąc kluczyki od samochodu na
komodzie.
-W salonie jestem ! -
krzyknął. Dziewczyna niepewnym krokiem weszła do dużego
pomieszczenia, w którym znajdował się jej ukochany.
-Dziękuję. - powiedział,
biorąc ją na ręce i całując najpierw w czoło a później w
policzek.
-Za co ? - spytała
zdziwiona zachowaniem chłopaka.
-Maxi nie umie trzymać
języka za zębami. - powiedział, kołysząc ją w rytm grającej w
jego głowie muzyki.
-Nie jesteś zły ? -
spytała. Chłopak, spojrzał na nią, złapał ją za nogi i plecy.
Z wysokości spojrzał na nią.
-Jestem. - powiedział
podchodząc do sofy, która znajdowała się w centrum salonu.
Położył ją na niej i pochylił się lekko. - Jestem cholernie
zły, że nie dałaś mi szansy, gdy ją chciałem dokładnie półtora
roku temu. - powiedział, całując dziewczynę tak samo jak w
pamiętny dzień odejścia jej ojca. Oderwał się od niej, położył
obok niej i przytulił do jeszcze płaskiego brzucha, ale dokładnie
za osiem miesięcy i dwa tygodnie zostanie tatusiem, dziecka
dziewczyny, którą kochał, pomimo tego, że stało to pod znakiem
zapytania.
Leomila :-)
Kocham.